Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dieta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dieta. Pokaż wszystkie posty

jesteś tym, co jesz czyli co nieco o nowych zwyczajach żywieniowych

Tia. Ostatnio z moim jedzeniem jest różnie. Niby nie odczuwam żadnych dolegliwości żołądkowych i mogę jeść wszystko, ale jak mnie już coś dopadnie, to nie chce odpuścić tak łatwo.


- co jem?? -

Od co najmniej 2 tygodni mam awersję na wędlinę. Jakąkolwiek. Czy to paczkowana szynka konserwowa rodem z Biedronki, którą zajadałam się odkąd mogłam zjeść stałe pokarmy, czy starannie wyselekcjonowany schabik kupiony w zaufanym mięsnym. Jest reakcja jedna - zbiera mi się mnóstwo śliny w paszczy i mam wrażenie, że wszystko mi rośnie w ustach. Zupełnie zapomniałabym powiedzieć, że sam zapach wędliny działa na mnie odrzucająco. Dzisiaj na zakupach w garmażerii został sam Mąż, bo mnie mdlić zaczęło.
Z mięsem, niestety, jest podobnie. Obiad dla Chłopaków - tradycyjny kotlecik z fileta z kurczaka, a ja dla siebie kawałek fileta w kostkę, z ziołami i na parze. A gdzie tam, zostało gdzieś na wysokości mostka i trzymało długo. Zatkało. Jak ruskie kakao z dziecięcego powiedzonka. Mielone - nie inaczej... Więc skoro mięso do mnie z widelcem, to ja serce do niego straciłam już zupełnie (bynajmniej na czas jakiś).

- ale coś muszę zjeść!!! -

Helloł, zaraz, moment! Już. Otworzyłam umysł, włączyłam laptopa i zaczęłam poszukiwania czegoś dobrego do jedzenia, co zastąpi mi wędliny i mięcho. Przejrzałam mnóstwo stron o jedzeniu (a ślina od samego patrzenia na zdjęcia wielu pyszności mogłaby kapać po brodzie ;-) ), także wegetariańskich i wegańskich.. Od dawna do kanapek (pieczywo chrupkie czy też zwykła bułka pszenna) dawałam serek typu almette, jakąś pastę jajeczną czy tuńczyka, do tego jakiś ogórek czy też pomidor i było ok. Ale ile można jeść to samo...
Więc postanowiłam spróbować czegoś nowego. Wybór padł na biały ser. Ale nie mówię o twarogu, bo ten mi jakoś nie podchodzi, a o mascarpone i ricotta. Obydwa skradły moje serce. Niby podobne do almette, ale nie takie samo. Od czasu do czasu sobie pozwalam na odrobinę szaleństwa kupując taki serek :-) Innym dobrym smarowidłem do kanapek jest hummus. Pierwsze spotkanie z nim miałam podczas targów Natura Food. Tam próbowałam buraczany, paprykowy, oliwkowy i inne smaki. Kupiłam już parę razy słoiczek, przymierzam się do zrobienia własnego hummusu, ale na razie z czasem jakoś na bakier.

- odkrycie października! -

Jednak najbardziej przypadły mi do gustu... pasty słonecznikowe własnej roboty. Pomysł rzuciła mi koleżanka z pracy, a potem już poszukiwania w internecie ciekawego rozwiązania. I tak oto miałam przyjemność zrobić już 3 różne pasty z przepisów świetnej blogerki, Olgi Smile - w wersji dla dzieci, z czosnkiem i suszonymi pomidorami oraz z jabłkiem. Dla mnie rewelacja. Trochę na chlebuś i do przodu. Nawet Synowi posmakowało, Mąż nadal ma długie zęby na to, ale może się przyzwyczai ;-) Najlepsze jest to, że taką pastę mogę zrobić w zasadzie ze wszystkiego, co mam w domu. Mały nakład finansowy, a jedzenia po kokardkę. Jakbym mogła, to bym wyjadała łyżką prosto ze słoiczka te smakowitości, ale mój żołądek by takie ilości pewnie odchorował...
Podaję Wam te 3 przepisy, z których korzystałam, może i Wy spróbujecie. A może macie jakieś swoje kulinarne rozwiązania na jedzenie po operacji? Bardzo chętnie się z nimi zapoznam i wypróbuję na swoim żołądku :-)

Pasta ze słonecznika z jabłkamiklik!

Pasta ze słonecznika dla dzieci - klik!

Pasta ze słonecznika z pomidorami - klik!

Smaczne-Go!


mniszek lekarski w roli głównej

Wiosna przyszła, to już wiemy, a wraz z nią zaczęło wszystko pięknie kwitnąć. Łąki wyglądają cudnie, ukwiecone żółtymi mleczami, białymi stokrotkami, zaraz pojawią się też i kaczeńce. Korzystając z niedzielnego wyjazdu na wieś i w miarę ładnej pogody stwierdziłam, że już czas zacząć przetwory. Nie chcę w tym roku jakoś zbytnio szaleć, bo jeszcze mam trochę zeszłorocznych słoików, ale postanowiłam zrobić coś nietypowego, zdrowego i dostępnego na wyciągnięcie ręki. A co takiego?


Na pierwszy rzut moich kuchennych ewolucji padł mniszek lekarski, popularnie zwany też mleczem. Z jego pięknych żółtych kwiatów powstaje doskonały syrop. Stosuje się go głównie w łagodzeniu kaszlu, ale ma też właściwości przeciwmiażdżycowe, przyspiesza gojenie ran i oczyszcza organizm z toksyn. 
Syrop z mniszka lekarskiego swoją konsystencją, kolorem i smakiem przypomina miód, choć tak naprawdę miód mniszkowy produkują pracowite pszczółki w ulach. Syrop ma wiele właściwości prozdrowotnych i w składzie swoim posiada:
  • witaminy A, C i D - niezbędne m.in. do prawidłowego funkcjonowania układu odpornościowego i kostnego
  • witaminy z grupy B (m.in. B4, czyli cholina) - korzystnie wpływają na układ nerwowy i wspomagają pracę wątroby przy oczyszczaniu organizmu z toksyn
  • minerały: potas, krzem, żelazo, magnez - wspomagają pracę układu nerwowego, pokarmowego i odpornościowego
  • garbniki - mają działanie przeciwzapalne, przeciwświądowe i znieczulające skórę, a także bakteriobójcze (wspomagają przy leczeniu infekcji zapalnych błon śluzowych)
  • flawonoidy - mają właściwości antyoksydacyjne, więc opóźniają proces starzenia i zmniejszają ryzyko zachorowania na nowotwory i choroby układu krążenia
  • triterpeny - obniżają poziom cholesterolu we krwi, mają działanie przeciwbólowe, przeciwwirusowe i przeciwgrzybicze i detoksykacyjne
  • inulinę - nietrawiony przez ludzkie enzymy błonnik, który obniża poziom cukru we krwi, chroni jelita przed infekcjami i wzmacnia układ odpornościowy
  • kwas krzemowy - poprawia wygląd skóry: łagodzi podrażnienia, wypryski i rany
  • kwasy polifenolowe: chlorogenowy - hamuje wchłanianie cukrów, kawowy - ma działanie przeciwmiażdżycowe, cykoriowy - poprawia przemianę materii; mają właściwości immunostymulujące, przeciwgorączkowe i przeciwreumatyczne
  • asparaginę - aminokwas pobudzający procesy myślowe.
Syrop z mniszka lekarskiego jest skarbnicą witamin, minerałów i innych substancji, które mają działanie prozdrowotne, w związku z czym może być stosowany przy różnych dolegliwościach:
  • układ oddechowy - kaszel, chrypka, zapalenie jamy ustnej i wszelkie infekcje dróg oddechowych (działanie przeciwwirusowe i przeciwbakteryjne)
  • układ pokarmowy - stymuluje produkcję soków żołądkowych i wspomaga trawienie
  • infekcje dróg moczowych - ma działanie moczopędne, łagodzi stany zapalne pęcherza, nerek i kamicy moczowej
  • leczenie schorzeń wątroby i woreczka żółciowego (także po przebyciu WZW i marskości wątroby)
  • leczenie miażdżycy
  • łagodzenie stanów zapalnych skóry i przyspieszenie gojenia się ran
  • oczyszczanie organizmu z toksyn.
Optymalna dzienna dawka syropu to 2-3 łyżeczki. Można nim osłodzić herbatę, a także posmarować pieczywo. Niestety, osoby zmagające się z wrzodami żołądka i cierpiące na nadkwasotę, niedrożność jelit i dróg żółciowych nie powinny stosować tego syropu. Ze względu na zawartość cukru nie jest polecany cukrzykom, za to mogą pić napar z kwiatów. 


To tyle informacji na temat mniszka. Sama się dziwiłam, że taki niepozorny kwiatek może mieć w sobie tyle pozytywnych właściwości :-) Pierwszy raz miałam okazję spróbować syropu z mniszka kilka lat temu podczas rekolekcji, dostałam jako lek na gardło, a że człowiek gardłem pracuje, to spróbowałam. I po kilku dniach stosowania ból gardła poszedł w zapomnienie, a ja postanowiłam, że kiedyś sama spróbuję zrobić to cudo. I nadszedł ten dzień ;-) W niedzielę kwiatki pozbierałam na wsi, a jak Mąż się dowiedział, po co mi one, to tylko nosem zaczął kręcić, że on tego pić nie będzie i mam go w to nie mieszać ;-) No to sama sobie kwiatki uzbierałam, oczyściłam i w ogóle ;-) Przepis na syrop znalazłam na blogu Agaty, ale u siebie oczywiście również udostępniam, gdyby ktoś z Was chciał spróbować :-)


SYROP Z MNISZKA LEKARSKIEGO

500 kwiatków mniszka lekarskiego
1 kg cukru
1-2 cytryny
1 l wody źródlanej

Zebrane kwiaty należy położyć na około 2 godziny na gazecie, co by wyszły wszystkie robaczki. Po tym czasie przekładamy kwiaty do dużego garnka, zalewamy wodą i gotujemy 20 minut od czasu wrzenia. Wyłączamy gaz i odstawiamy garnek do "naciągnięcia".
Następnego dnia odcedzamy dokładnie kwiaty (można przez ściereczkę tetrową lub przez gazę), a uzyskany syrop gotujemy z cukrem i sokiem z cytryn. Czas gotowania - 2 godziny. Jeśli pogotujesz dłużej, wówczas zgęstnieje i uzyska konsystencję miodu.



Informacje na temat mniszka lekarskiego zaczerpnięte z witryny http://poradnikzdrowie.pl.

pierwsza rocznica


Widzicie tego potwora na zdjęciu? To ja. Sprzed roku. AAAAAA!!! Sama się siebie przestraszyłam! Ludzie, jak ja wyglądałam! Może zdjęcie nie oddaje najlepiej mojego jestestwa, bo jest straszne, ale nie zmienia to faktu, że to monstrum na nim to ja. Zrobione było miesiąc przed operacją, kiedy już termin miałam przyklepany i zaczęłam robić przegląd szafy. Ile ja wtedy już ciuchów zapakowałam do toreb… Pomijam już fakt, że wyglądałam w nich jak idź stąd i nie wracaj, ale przecież czasami trzeba było się jakoś „lepiej” ubrać. W moim przypadku to lepiej to były bezkształtne tuniki, a przykład takowej właśnie na zdjęciu. Jak tak na siebie patrzę, to normalnie myślę, że straszyć dzieci mogłam spokojnie. Aż się dziwię, że nie uciekały ode mnie w pracy ;-)



Ale do rzeczy, bo dzisiaj mam ja wielkie święto! Dzisiaj mija rok odkąd moje życie rozpoczęło się na nowo. 15.04.2014r. przeszłam operację zmniejszenia żołądka metodą gastric bypass (zwana też metodą RYGB – Roux-en-Y Gastric Bypass). Choć niektórzy mogą traktować takie rozwiązanie jako fanaberię, niemalże spełnienie american dream, to uważam, że była to operacja ratująca w jakimś stopniu moje ciężkie życie. Tak więc – obchodzę dzisiaj 1-sze urodziny!! Powoli, powoli, spokojnie z życzeniami, wszystkie przyjmę :-) Z namaszczeniem tego dnia oczekiwałam, choć przyznaję, że spędziłam go praktycznie jak każdy inny – w pracy, a potem z rodziną w domu. Za to pozwoliłam sobie podczas świętowania zjeść kilka małych bezików ;-) W końcu urodziny są raz do roku :-)



Dzisiaj wyglądam tak. Widać różnicę, nie? I chociaż jeszcze jest sporo mankamentów do poprawki, jeszcze trochę kilogramów do zrzucenia, to ja się w sobie dobrze czuję i jestem szczęśliwa! A to przecież najważniejsza sprawa. Nie wstydzę się założyć krótkiej spódniczki, a i spodenkami nie pogardzę. I choć słyszę wokół opinie, że już może czas zastopować, to przecież ja wciąż cierpię na otyłość :-( Na szczęście nie jest to już otyłość III stopnia (lub inaczej nazywana skrajną) tylko I stopień otyłości, ale zawsze. Żeby z otyłości przejść w nadwagę powinnam pozbyć się jeszcze ok. 7 kg. Swoją walkę  po operacji zaczynałam z wagą 112,70 kg, a dzisiaj wskazała ona 76,50 kg. W sumie na minusie 36,20 kg od zabiegu, ale łącznie zgubiona waga to nieco ponad 40 kg. Jejku, jaki ja plecak nosiłam... Teraz muszę dążyć do tego, żeby ten bagaż nie wrócił do mnie. Bo operacja wszystkiego nie załatwi, jeśli człowiek nie panuje nad sobą i nie zmieni nawyków żywieniowych.

Tak więc, jeśli ktoś się waha, czy warto podjąć tak trudną decyzję, jaką jest zgoda na operację i rozpoczęcie życia na nowo, to mogę służyć śmiało za jeden z przykładów, że WARTO!!! Dziękuję Wam za ten rok wspólnie spędzony, choć wiem, że mało u mnie regularności, ale jestem :-)
Pozdrawiam Was mocno,

 

smakowo-koktajlowo. na szybko.

Tydzień minął nie wiadomo kiedy. 
Udało mi się wreszcie dojść na porcję B12, co ucieszy mojego doktorka i z pewnością nieco może wpłynąć na wyniki badań, które niedługo muszę wykonać (w marcu czeka mnie kontrola w poradni metabolicznej). Na szczęście pielęgniarka z mojej pracy jest aniołem i iniekcje robi bezboleśnie :-)
Z racji tego, że wróciłam już do pracy (niestety ferie nie chciały trwać wiecznie), postanowiłam codziennie targać ze sobą blender, co by na bieżąco robić koktajle. I tak też robiłam. W minionym tygodniu powstało kilka fajnych, smacznych i zdrowych smoothie, które każdemu mogę polecić.
 

truskawka
jabłko
roszponka
liczi
sok pomarańczowy



 
jabłko
banan
pomarańcza
sok z buraka


 
jarmuż
mandarynka
gruszka
sok z marchewki



 
liczi
kaki
gruszka
roszponka
jabłko
pomarańcza


 
roszponka
seler naciowy
jabłko
kiwi
sok z brzozy



roszponka
koperek
jabłko
kiwi
mandarynka
sok z cytryny


Te zielone koktajle powstają z racji mojego udziału w akcji na Facebooku #weekendzzielonymikoktajlami , więc jakby co - to zapraszam serdecznie do wspólnego miksowania i odkrywania nowych smaków. W tym tygodniu po raz pierwszy właśnie spróbowałam soku z brzozy. Fajna sprawa takie odkrywanie nowych smaków ;-)

coś smacznego


Dzisiaj zamieszczam moje ostatnie koktajlowe dokonania. Powiem Wam, że już nie wyobrażam sobie dnia bez smoothie. Od rana działam w kuchni (bo są ferie, to mam czas...) i obdarowuję koktajlem Syna i Babcię. 


pomarańcza
jabłko
mleko migdałowe własnej roboty



kiwi
kaki
banan
woda mineralna niegazowana


 

banan
mandarynka
otręby pszenne
siemię lniane
maślanka




awokado
kiwi
banan
otręby pszenne
miód
maślanka

A co zrobię jutro? No jeszcze pomysłu brak, ale biorąc pod uwagę, że zaczyna się weekend z zielonymi koktajlami, to na pewno coś zielonego się jutro pojawi :-)

mleko kokosowe po raz pierwszy

Dzisiaj udało mi się zrobić po raz pierwszy mleko kokosowe. Wczoraj wieczorem zalałam szklankę wiórków kokosowych przegotowaną wodą, a rano zmiksowałam je z 3 szklankami przegotowanej wody. Otrzymane w ten sposób mleko odfiltrowaliśmy razem z Synem i wyszło ok. pół litra kokosowego mleka i sporo kokosowej pulpy, którą zamierzam wykorzystać do innych potraw.


Ale dzień byłby dniem straconym, gdybym nie zrobiła jakiegoś koktajlu, a że w domu sporo różnistych owoców, to dzisiaj poszło w ruch liczi, kiwi, banan i mandarynka. Do tego odrobina miodu i mleko kokosowe, które aż się prosiło, by je wypić ;-) Na wierzch sypnęłam drobno pokrojone orzeszki nerkowca.
Wyszło cudo - w miarę słodkie, smaczne i zdrowe. W sam raz na podwieczorek.


zielone koktajle są super!

Kilka dni temu odkryłam ciekawą stronę - blog internetowy - dotyczący koktajli. Konkretnie - chodzi o Zielone Koktajle. Na blogu jest mnóstwo propozycji zdrowych koktajli, które możemy serwować na co dzień sobie i swoim bliskim. Nie to, że jestem inna i nie skorzystałam z dobrych rad :-) Od jakiegoś czasu robię na podwieczorek dla siebie i Syna koktajle, ale bazowałam na mlecznych - z maślanką, kefirem, mlekiem, ewentualnie jogurtem naturalnym. A dzisiaj spróbowałam po raz pierwszy zielonego koktajlu z przepisu znalezionego właśnie na tym blogu.


Do stworzenia mojego smakowitego użyłam kilku liści jarmużu (dostępny na co dzień w Biedronce), plasterka ananasa (nie miałam świeżego, więc wyszedł z puszki...), jabłka, banana i soku z połówki cytryny. Wszystko ładnie zmiksowałam, wyszedł naprawdę gęsty smooth, więc dolałam około pół szklanki wody mineralnej niegazowanej i po ponownym miksowaniu nabrał oczekiwanej konsystencji.


Choć może kolor nie jest zbyt intensywny, bo z racji tego, że pierwszy raz mam do czynienia z jarmużem, to jego ilość w mikserze nie porażała, to i tak wyszło bardzo smaczne. Następnym razem spróbuję innych składników.

Na zdrowie!!

popłynęłam... :-(

Melduję, że żyję. To najważniejsze, choć przyznaję się bez bicia, że ten tydzień całkowicie zawaliłam. Totalnie popłynęłam... O ile w poniedziałek i wtorek się jeszcze jakoś trzymałam, tak od środy w zasadzie jestem bez ograniczeń jakichkolwiek. Jem wszystko praktycznie, a wszystko zaczęło się od małej sprzeczki z Małżonem moim. I tak oto udało mi się zaprzestać tego, co sobie założyłam w zeszły weekend, że będę mieć do konsumpcji to czy tamto... Do luftu. Nie jestem z siebie zadowolona. Oj nie. To tak, jakbym wróciła do dawnych - przedoperacyjnych - zwyczajów. Zajadanie smutków, stresu i nudy, generalnie wszystkiego, co się nawinie. Ewidentnie chciałam poprawić sobie nastrój tym, że wszamię coś słodkiego, słonego, zakazanego lub nie ograniczę się do 5 posiłków dziennie. Tylko co to dało? NIC. Po prostu nic. Dalej jestem gruba, może trochę szczęśliwsza (bo już z Małżonem jest ok), a taka kompulsywna konsumpcja nie przyniosła niczego dobrego. Pewnie jak by mi dali konia z kopytami, to też bym wsunęła z bananem na twarzy, uszy by mi się trzęsły, a tłuszcz ściekał po policzkach i dłoniach (no bo przecież bez sztućców bym go jadła).



Mimo wszystko postanowiłam, że wracam jutro do moich jedzeniowych postanowień i muszę coś nowego przygotować na przyszły tydzień. A że wyglądał on tak, a nie inaczej - to częściowo wykorzystam to, z czego nie skorzystałam w mijającym.
No to do dzieła, Kobieto!

PONIEDZIAŁEK:
Śniadanie: jajecznica
2 śniadanie: tzatziki + papryka
Obiad: sałatka z brokułów: brokuł, jajko na twardo, marchewka, łyżeczka kukurydzy, ząbek czosnku, łyżka jogurtu naturalnego, łyżeczka nasion słonecznika, łyżeczka oliwy, ryż, pieprz, sól
Podwieczorek: maślanka, miód, mrożone truskawki
Kolacja: kurczak z ryżem

WTOREK:
Śniadanie: owsianka
2 śniadanie: sok marchwiowy
Obiad: kurczak, kuskus, suszone pomidory
Podwieczorek: mandarynka, kiwi, jogurt naturalny, otręby - mix
Kolacja: jajko na twardo

ŚRODA:
Śniadanie: pieczywo chrupkie, wędlina, pomidor
2 śniadanie: ananas, jabłko, sezam (bardzo mi to posmakowało...)
Podwieczorek: banan, siemię lniane, kefir - mix
Kolacja: 
*  1,5 szklanki ugotowanej kaszy gryczanej- ok. 214 kcal (ok. 65 gramów suchej tj. ok 1/3 szklanki)
* cała czerwona papryka - ok. 60 kcal
* pół cebuli - ok. 15 kcal
* 6 różyczek brokuła - ok. 20 kcal
* łyżka oliwy z oliwek lub oleju rzepakowego - ok. 80 kcal
* łyżka ziaren słonecznika - ok. 56 kcal
* sól

Na oliwie podsmażamy pokrojoną w kostkę cebulkę . Jak się zrumieni dodajemy pokrojoną w kostkę paprykę i smażymy jeszcze chwilę. Mieszamy. Łączymy z ugotowaną kaszą gryczaną i ugotowanym brokułem pokrojonym w kawałki.
Całość posypujemy uprażonymi na suchej patelni ziarnami słonecznika.

CZWARTEK:
Śniadanie: owsianka
2 śniadanie: gruszka, jabłko, łyżka rodzynek, łyżka orzechów laskowych i szczypta cynamonu
Podwieczorek: sok z marchewki, kiwi, otręby, natka pietruszki - mix
Kolacja: jogurt naturalny, jabłko starte, otręby, żurawina, cynamon

PIĄTEK:
Śniadanie: jajko na twardo, pieczywo chrupkie
2 śniadanie: gruszka, jabłko, granat, otręby, płatki migdałów, jogurt naturalny
Podwieczorek: pomarańcza
Kolacja: serek wiejski, kiełki

SOBOTA:
Śniadanie: mozzarella, pomidor
2 śniadanie: banan
Obiad: 
*150 gram fileta z dorsza
* pieprz cytrynowy
* 3 średnie ugotowane średnie ziemniaki posypane koperkiem
* sos do ryby: pół cebuli, szklanka włoszczyzny mrożonej, łyżka koncentratu pomidorowego,łyżeczka oliwy,koperek,woda
Podwieczorek: tarte jabłko, sok z marchewki
Kolacja: 
* garść sałaty lodowej
* 5 czarnych oliwek
* 5 kostek chudego sera feta
* łyżka płatków migdałowych (podprażyć na patelni)
* 2 łyżki sosu winegret - ok.100 kcal
* czerwona papryka

NIEDZIELA:
Śniadanie: pieczywo chrupkie, pasta łososiowa, oliwki
2 śniadanie: koktajl owocowy
* ćwierć dojrzałego awokado (bardzo miękkie)
* 1/2 kiwi
* 1/2 banana
* sok wyciśnięty z ćwiartki limonki 
* 150 ml maślanki  (może być mleko ryżowe)
Obiad: kurczak, warzywa, ryż
Podwieczorek: sok z marchewki, jabłka i kiwi - mix
Kolacja: mix sałat z migdałami

No, sklecenie jadłospisu mam za sobą. Teraz tylko pozostaje stworzyć krótką listę zakupów i jutro wybrać się do Biedronki czy też innego przybytku ;-) A że odkryłam nową aplikację na telefon związaną z listą zakupów, to chyba spróbuję ją wykorzystać. Dla zainteresowanych - nazywa się Out Of Milk. Ciekawa jestem, jak działa, bo - przyznam się bez bicia - nie lubię chodzić z kartką i odkreślać, co mam a czego nie. A tak z telefonem - kto wie ;-)

Życzę Wszystkim udanej końcówki weekendu i całego tygodnia. Postaram się znaleźć chwilę, co by coś sklecić nie tylko jadłospis, ale też naskrobać parę mądrzejszych słów :-)


kolejny tydzień. do przodu?

Dzień za dniem mija, a ja do przodu staram się gnać. I przy tym nie wpaść w rutynę, bo dzień do dnia podobny, tylko z każdym nowym dnia przybywa. Całkiem spokojnie, popijając kawę z mlekiem, tworzę plan na przyszły tydzień.

PONIEDZIAŁEK:
Śniadanie: owsianka
2 śniadanie: tzatziki + papryka
Obiad: sałata, gruszka, sok z limonki, łyżka płatków migdałowych, łyżka oliwy, awokado
Podwieczorek: maślanka, łyżka otrębów, połowa łyżeczki miodu i kilka mrożonych truskawek
Kolacja: 1 kromka pieczywa chrupkiego, wędlina, ogórek

WTOREK:
Śniadanie: jajecznica z 1 jajka, 1 kromka pieczywa chrupkiego
2 śniadanie: sok marchwiowy
Obiad: pierś z kurczaka, kuskus, suszone pomidory, sos czosnkowy
Podwieczorek: mandarynka
Kolacja: pomidor, mozarella

ŚRODA:
Śniadanie: owsianka
2 śniadanie: kiwi, mandarynka
Obiad: sałatka z brokułów: brokuł, jajko na twardo, marchewka, łyżeczka kukurydzy, ząbek czosnku, łyżka jogurtu naturalnego, łyżeczka nasion słonecznika, łyżeczka oliwy, ryż, pieprz, sól
Podwieczorek: koktajl bananowy (jogurt lub mleko, banan, siemię lniane)
Kolacja: kromka pieczywa chrupkiego z pastą jajeczną

CZWARTEK:
Śniadanie: kromka pieczywa chrupkiego, szynka, pomidor
2 śniadanie: gruszka, jabłko, łyżka rodzynek, łyżka orzechów laskowych i szczypta cynamonu
Obiad: zupa kalafiorowa
Podwieczorek: jogurt naturalny, kiwi, otręby - mix
Kolacja: makaron z owocami morza

PIĄTEK:
Śniadanie: owsianka
2 śniadanie: sałatka z 4 plastrów świeżego ananasa, jabłka i łyżeczki sezamu
Obiad: czarny ryż z kurczakiem po prowansalsku
Podwieczorek: sok z marchewki, kiwi, otręby, natka pietruszki - mix
Kolacja: kromka pieczywa chrupkiego z tuńczykiem

SOBOTA:
Śniadanie: jajecznica
2 śniadanie: ogórek kiszony, kromka pieczywa chrupkiego, serek śniadaniowy
Obiad: sałatka z ryżem
Podwieczorek: sałatka owocowa: gruszka, jabłko, granat, otręby, płatki migdałów, jogurt naturalny 
Kolacja: grejpfrut sweetie

NIEDZIELA:
Śniadanie: owsianka
2 śniadanie: papryka + tzatziki
Obiad: pierś z kurczaka, marchewka gotowana, ryż
Podwieczorek: sok z marchewki, jabłka i kiwi - mix
Kolacja: jogurt naturalny, jabłko starte, otręby, żurawina, cynamon

W tym przypadku korzystałam z przepisów Małgosi, Ewy Chodakowskiej (do odnalezienia na Facebooku), własnej głowy oraz strony Gotuj w stylu EKO, która bardzo przypadła mi do gustu.

Utrzymać się w ryzach jest ciężko. Cholernie ciężko. Nie będę oszukiwać, że nie zdarza mi się chapnąć czegoś po drodze. Na przykład wczoraj nie jadłam zaplanowanego wcześniej obiadu, bo byłam pół dnia na mieście i skończyło się to kapuśniakiem kupionym w barze mlecznym. Ale staram się trzymać godzin posiłków, regularności i chyba wrócę do ćwiczeń. Ostatnio to bardzo zaniedbałam i jakoś mi z tym źle.

Miłej niedzieli Wam życzę, choć za oknem nieciekawie...

to wcale nie jest łatwe

Czas ustawić sobie przyszły tydzień jadłospisu. Wcale nie jest tak łatwo usiąść i zebrać się do kupy, co by wszystko w miarę grało. Przez te kilka dni udało mi się jeść to, co zaplanowałam, tylko muszę popracować nad doborem ilościowym składników, bo nie zawsze mi to wychodzi ;-)

PONIEDZIAŁEK
śniadanie: jajecznica z 1 jaja na maśle
2 śniadanie: pół banana, kiwi, mandarynka - sałatka
obiad: pierś z kurczaka z kuskusem i warzywami
podwieczorek: sok marchwiowy
kolacja: makaron z sosem pomidorowym

WTOREK
śniadanie: owsianka
2 śniadanie: 2 kromki pieczywa chrupkiego, serek kanapkowy, ogórek kiszony
obiad: zielona zupa + groszek ptysiowy
podwieczorek: banan
kolacja: *  1,5 szklanki ugotowanej kaszy gryczanej- ok. 214 kcal (ok. 65 gramów suchej tj. ok 1/3 szklanki)
* cała czerwona papryka - ok. 60 kcal
* pół cebuli - ok. 15 kcal
* 6 różyczek brokuła - ok. 20 kcal
* łyżka oliwy z oliwek lub oleju rzepakowego - ok. 80 kcal
* łyżka ziaren słonecznika - ok. 56 kcal
* sól

Na oliwie podsmażamy pokrojoną w kostkę cebulkę . Jak się zrumieni dodajemy pokrojoną w kostkę paprykę i smażymy jeszcze chwilę. Mieszamy. Łączymy z ugotowaną kaszą gryczaną i ugotowanym brokułem pokrojonym w kawałki.
Całość posypujemy uprażonymi na suchej patelni ziarnami słonecznika.

ŚRODA
śniadanie: 2 kromki pieczywa chrupkiego, serek kanapkowy, pomidor
2 śniadanie: sok marchwiowy
obiad: zielona zupa + groszek ptysiowy
podwieczorek: mandarynka + kiwi
kolacja: serek wiejski + kiełki

CZWARTEK
śniadanie: Kasza jaglana na mleku z gruszką i orzechami:
* 300 ml mleka - ok. 150 kcal
* 3 łyżki kaszy jaglanej - ok. 186 kcal
* gruszka - ok. 70 kcal
* 4 rozgniecione orzechy laskowe- ok. 30 kcal

Kaszę jaglaną przepłukać dokładnie pod bieżącą wodą. Wrzucić na gotujące się mleko. Gotować ok. 10 minut często mieszając. Wyłączyć, dodać pokrojoną w kostkę gruszkę i rozkruszone orzechy, przykryć pokrywką i odstawić na 15 minut.
2 śniadanie: papryka + tzatziki
obiad: dietetyczne placki z tuńczykiem
podwieczorek: jabłko
kolacja: 2 kromki pieczywa chrupkiego, serek kanapkowy, pomidor

PIĄTEK
śniadanie: 2 kromki pieczywa chrupkiego, jajko na twardo
2 śniadanie: kiwi + banan
obiad: makaron z tuńczykiem
podwieczorek: jogurt naturalny + otręby + miód
kolacja: * dwie garście mixu sałat lub sałaty lodowej
* pół czerwonej papryki - ok. 30 kcal
* 10 czarnych oliwek - ok.40 kcal
* pół kulki sera mozzarella - ok.100 kcal
* liście świeżej bazylii
* 2 łyżki sosu winegret - ok.100 kcal

SOBOTA
śniadanie: owsianka
2 śniadanie: sok jabłkowy
obiad: sałatka brokułowa
podwieczorek: koktajl owocowy
* ćwierć dojrzałego awokado (bardzo miękkie)
* 1/2 kiwi
* 1/2 banana
* sok wyciśnięty z ćwiartki limonki 
* 150 ml maślanki  (może być mleko ryżowe)
Wszystkie składniki miksujemy blenderem na koktajl.
kolacja: 2 kromki pieczywa chrupkiego z łososiem

NIEDZIELA
śniadanie: jaglanka z mlekiem kokosowym
2 śniadanie: sok marchwiowy
obiad: pierś z kurczaka + brokuł
podwieczorek: pomarańcza
kolacja: mozarella + pomidor


Tym razem korzystałam z następujących stron:
- http://qchenne-inspiracje.blogspot.com/
- http://www.fitness-food.pl
- http://kwestiasmaku.com
- http://fitblogerka.pl

jeszcze słówko o wynikach

Tak w ogóle to zapomniałam powiedzieć, że zeszłotygodniowa wizyta w poradni metabolicznej doszła do skutku i mogłam ze spokojnym sercem spojrzeć na wyniki badań :-) Próby wątrobowe spadły i mieszczą się w normach, jedynie mam lekko podwyższoną bilirubinę, ale to jest do wyprostowania jeszcze. Dostałam skierowanie na USG brzucha, które mam wykonać w marcu przed kolejną wizytą u Pana Doktora. Naprawdę szczerze polecam akurat tego, który się mną opiekuje - dr Korczewski z poradni na Bazarowej. Można rzec, że po profesorze Strzelczyku, który mnie operował w szpitalu Barlickiego to drugi lekarz z powołania. Dokładny, składny i tłumaczy jak przysłowiowej krowie na granicy, a do tego bardzo sympatyczny :-)
A u pani dietetyk... No cóż. Mam się ograniczyć z wyskokami jedzeniowymi - no, powiem, że przez święta było trudno, choć spróbowałam prawie wszystkiego ze stołu i żyję. Obiecała mi pani, że spróbuje ustawić dla mnie przykładowy jadłospis tygodniowy z uwzględnieniem tego, że pracuję i w ogóle. Ciekawa jestem, bo następna wizyta również dopiero w marcu (ahhh, te terminy na NFZ), a do tego czasu muszę spróbować sama coś sobie wykombinować :-) I choć mnie nie ciągnie specjalnie ani za słodkim, ani za słonym, to muszę sobie jakoś życie urozmaicić :-)


pulpety rybne na obiad marsz!

W poszukiwaniu nowych smaków i rozwiązań kulinarnych przeszukuję różne blogi. I często-gęsto udaje mi się znaleźć ciekawy przepis na obiad czy kolację. Tak też stało się, kiedy po raz kolejny odwiedziłam blog Kasi, a na nim pojawił się sposób na dorsza, czyli pulpeciki rybne. Przepis jest banalny, dlatego chętnie się nim dzielę :-) 



PULPECIKI RYBNE

 
500 g filet z dorsza
1 jajko
1 mała cebula
1 łyżka mąki
sok z połowy cytryny
1 łyżka natki pietruszki
sól, pieprz
bułka tarta do panierowania

Filet rozdrobnić, cebulkę pokroić w kostkę, zmieszać z jajkiem, mąką i sokiem z cytryny. Całość zmiksować na gładką masę, dodać posiekaną natkę pietruszki (ja dodaję przed miksowaniem, co by syn nie zauważył zielonego).



Z powstałej masy formujemy kulki i obtaczamy je w bułce tartej. Można włożyć gotowe kulki na pół godziny do lodówki, co by masa nieco stężała.


Gotowe pulpeciki można usmażyć na oleju, upiec w piekarniku lub ugotować w bulionie. Robiłam je już 2 razy i wyszły naprawdę smaczne. 


pół roku poszło!

Wczoraj minęło pół roku odkąd mój żołądek został zmniejszony poprzez bypass. Pół roku… Zleciało nie wiadomo kiedy. Przez ten czas trochę nauczyłam się „nowego życia”, nowego jedzenia, a raczej przede wszystkim nowego sposobu na jedzenie, tj. wolne i długie żucie oraz dokładne gryzienie pokarmów. Nigdy specjalnie do tego wagi nie przykładałam, po prostu wrzucałam do paszczy i nie interesowało mnie, co się dzieje dalej. Teraz, nawet jeśli grzeszę w postaci chipsów czy choćby pieczywa, to gryzę dokładnie wszystko i póki nie będzie w miarę papkowate nie ma możliwości, by zeszło poniżej przełyku ;-)
Przez ten czas zrzuciłam prawie 32 kg. Pewnie byłoby więcej, gdyby nie grzeszki i wcześniejsze zaaplikowanie większej ilości ruchu, ale ja i tak się cieszę z tego, co już osiągnęłam. Najbardziej cieszy mnie, że skóra nigdzie mi nie wisi, na razie się ładnie wciąga – i oby tak było dalej. Przede mną walka o kolejne zgubione kilogramy, stawiam sobie za cel „piątkę” z przodu do rocznicy operacji. Myślę, że mi się uda. Ale – jeśli nie – to nie będę mocno rozpaczać, bo i tak duży spadek wagi w tak krótkim czasie jest dla organizmu wielkim szokiem. Powoli, powoli, a osiągnę swój upragniony cel. Zrzuciłam tyle, to i 20 kg się jeszcze pozbędę :-) Dam radę!!!
Statystycznie rzecz ujmując wychodzi na to, że waga przedstawiała się następująco:

19.04.2014 - 112,70 kg
13.05.2014 - 100,40 kg
10.06.2014 - 93,50 kg
15.07.2014 - 89,30 kg
19.08.2014 - 86,90 kg
18.09.2014 - 82,90 kg
10.10.2014 - 81,10 kg
 
Razem:  -31,60 kg!!!


W nadchodzący weekend zamierzam przysiąść i zrobić sobie rozpiskę ćwiczeniową na najbliższy czas. Znalazłam w Internecie wyzwania 30-dniowe z przysiadami, brzuszkami, pompkami itp. z różnymi stopniami trudności, ale muszę sobie rozpisać trochę „pod siebie”. Do tego siłownia, zumba i oby tylko sił i motywacji mi nie brakło.
A jutro?



moja walka o lepsze jutro © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka