Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szczęście. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szczęście. Pokaż wszystkie posty

wakacyjne wspomnienia po raz drugi

HEJ!!

Nadszedł czas na wspomnienia wakacyjne. Pierwsza część pojawiła się jeszcze podczas pobytu w Jarosławcu, a teraz pora na fotograficzne urywki z wycieczki do Ustki.

Ustka przywitała nas słońcem. Znaleźliśmy miejsce do parkowania niedaleko bunkrów Bluchera przy Porcie Zachodnim. Nie obyło się bez przygód - Pan Mąż tak ładnie manewrował naszym autem, że zakopaliśmy się w piachu i musieli nas nieco popchnąć ;-) Ale tak to jest, jak się skraca drogę do parkingu ;-) Na moment weszliśmy na teren bunkrów, ale nie zwiedzaliśmy ich. Poszliśmy za to na wschodnią część portu - tyle że na okrętkę, bo kładka łącząca dwie strony portu jest w remoncie.  Zanim dotarliśmy do portu zwiedziliśmy ustecką starówkę z okien ciuchci. Synuś tak ładnie prosił, to się nią przejechaliśmy, co by i dziecko miało trochę radości. Przy okazji opatrzyliśmy wszelkiej maści sklepiki,  stoiska i kramy. Dopiero potem doszliśmy do portu. Tam - rzecz jasna - można było wybrać się na rejs statkiem, co też uczyniliśmy. Trochę wiało na otwartej przestrzeni, ale było przyjemnie. Co prawda nie płynęliśmy tym wielkim statkiem, tylko nieco mniejszym (i troszkę tańszym), ale i tak byliśmy zadowoleni. Przed rejsem przespacerowaliśmy się nieco Promenadą i rzuciliśmy okiem na plażę. Niedaleko latarni znaleźliśmy ławeczkę radia RMF FM, na której chłopaki zrobili sobie pamiątkowe zdjęcie :-) (ja się nie odważyłam wspinać na nią przy kręcących się ludziach). Oczywiście nie zapomnieliśmy odwiedzić usteckiej Syrenki, która strzeże wejścia do portu. Potem spokojnie spacerkiem udaliśmy się z powrotem do Portu Zachodniego, gdzie wcześniej zostawiliśmy nasz pojazd. Chcieliśmy też zobaczyć bunkry, ale w końcu zapakowaliśmy się do auta i wróciliśmy do domu. Niemniej jednak wycieczka była udana.












Notka bierze udział w wyzwaniu blogowym Lifestylerki, na które zapraszam innych Blogowiczów, a już niebawem pojawi się też trzecia część wspomnień wakacyjnych - tym razem z wycieczki do Darłowa :-)
Pozdrawiam Was serdecznie,

jak to miło spędzić czas nad morzem...

Witajcie Kochani!!!

Jak ja się cieszę, że jestem tu, gdzie jestem :-) A jak jeszcze ktoś z Was nie wie, gdzie, to chętnie się podzielę widokiem :-) 


Cudny widok, którym się delektuję codziennie. Morze nasze morze :-) Szkoda tylko, że woda ma około 10-12 stopni i nie można się kąpać. Zamoczyliśmy stopy, Syn nawet i nieco wyżej, ale dzieciaki jakoś inaczej odczuwają takie temperatury. 
Mieszkamy sobie w chatce, tzn. w domku tuż nad morzem. Domek jest dwupokojowy, spokojnie może tu mieszkać 4-5 osób, aneks kuchenny i łazienka na miejscu. Siedzę na ławce i słyszę uspokajający szum fal. Ile bym dała, żeby się przeprowadzić tu na zawsze... Nawet poranna kawa smakuje inaczej :-)


Jarosławiec jest uroczym miejscem. Jeszcze jest sporo straganów z atrakcjami, pamiątkami i innymi rzeczami, które na pewno są potrzebne nad morzem (i z różnym badziewiem też...). I tatuaż można sobie zrobić, i warkoczyki kolorowe zapleść, zjeść megafrytkę, kupić książkę....


No i kupiłam... W końcu jestem Kobietą, a która kobieta nie lubi różnych świecidełek ;-) Ale spokojnie, bez szaleństwa, Małżonek pilnował, co bym fortuny nie zostawiła na stoiskach.
Ale najpiękniejsze jest to, że mogę korzystać z czystego powietrza. Nie to, co w mieście. Tu od razu lepiej się śpi, inaczej oddycha. I nie wstydzę się pokazać swojego ciała na plaży, nikt specjalnie się nie ogląda, a nawet jeśli komuś przeszkadza moja blizna pooperacyjna - to niech nie patrzy. Przyjechałam tutaj z zamiarem nie przejmowania się tym wcale i dzielnie się tego trzymałam przez cały wyjazd. Jeszcze tylko dzisiaj i czeka nas powrót do Łodzi... A tak nie chce mi się wracać, że szok! Wczoraj z Synem zgodnie stwierdziliśmy, że się przeprowadzimy kiedyś nad morze :-) M a r z e n i e . . .
Podczas urlopu zrobiliśmy sobie 2 małe wycieczki - do Ustki i do Darłowa. Kto śledził mój fanpage na Facebooku, ten wie ;-) W Jarosławcu byliśmy na latarni morskiej, na deptaku i - ku uciesze Syna - w parku linowym. Pogoda nam dopisała, bo było ciepło, ale nie upalnie. Tylko przez pierwszy tydzień wiał zimny wiatr, teraz zmienił się front na ciepły i jest przyjemniej.
Tak więc nadszedł czas na małą relację zdjęciową z urlopu. Na pierwszy rzut idą fotki z Jarosławca. Reszta pojawi się przy innej notce. Życzę Wam miłego oglądania!




























PeeS. Wszystkie zamieszczone tu zdjęcia są autorstwa mojego Męża, Syna lub własnego. Także wszelkie napisy z kamieni lub pisane na piasku stworzyliśmy sami.

pierwsza rocznica


Widzicie tego potwora na zdjęciu? To ja. Sprzed roku. AAAAAA!!! Sama się siebie przestraszyłam! Ludzie, jak ja wyglądałam! Może zdjęcie nie oddaje najlepiej mojego jestestwa, bo jest straszne, ale nie zmienia to faktu, że to monstrum na nim to ja. Zrobione było miesiąc przed operacją, kiedy już termin miałam przyklepany i zaczęłam robić przegląd szafy. Ile ja wtedy już ciuchów zapakowałam do toreb… Pomijam już fakt, że wyglądałam w nich jak idź stąd i nie wracaj, ale przecież czasami trzeba było się jakoś „lepiej” ubrać. W moim przypadku to lepiej to były bezkształtne tuniki, a przykład takowej właśnie na zdjęciu. Jak tak na siebie patrzę, to normalnie myślę, że straszyć dzieci mogłam spokojnie. Aż się dziwię, że nie uciekały ode mnie w pracy ;-)



Ale do rzeczy, bo dzisiaj mam ja wielkie święto! Dzisiaj mija rok odkąd moje życie rozpoczęło się na nowo. 15.04.2014r. przeszłam operację zmniejszenia żołądka metodą gastric bypass (zwana też metodą RYGB – Roux-en-Y Gastric Bypass). Choć niektórzy mogą traktować takie rozwiązanie jako fanaberię, niemalże spełnienie american dream, to uważam, że była to operacja ratująca w jakimś stopniu moje ciężkie życie. Tak więc – obchodzę dzisiaj 1-sze urodziny!! Powoli, powoli, spokojnie z życzeniami, wszystkie przyjmę :-) Z namaszczeniem tego dnia oczekiwałam, choć przyznaję, że spędziłam go praktycznie jak każdy inny – w pracy, a potem z rodziną w domu. Za to pozwoliłam sobie podczas świętowania zjeść kilka małych bezików ;-) W końcu urodziny są raz do roku :-)



Dzisiaj wyglądam tak. Widać różnicę, nie? I chociaż jeszcze jest sporo mankamentów do poprawki, jeszcze trochę kilogramów do zrzucenia, to ja się w sobie dobrze czuję i jestem szczęśliwa! A to przecież najważniejsza sprawa. Nie wstydzę się założyć krótkiej spódniczki, a i spodenkami nie pogardzę. I choć słyszę wokół opinie, że już może czas zastopować, to przecież ja wciąż cierpię na otyłość :-( Na szczęście nie jest to już otyłość III stopnia (lub inaczej nazywana skrajną) tylko I stopień otyłości, ale zawsze. Żeby z otyłości przejść w nadwagę powinnam pozbyć się jeszcze ok. 7 kg. Swoją walkę  po operacji zaczynałam z wagą 112,70 kg, a dzisiaj wskazała ona 76,50 kg. W sumie na minusie 36,20 kg od zabiegu, ale łącznie zgubiona waga to nieco ponad 40 kg. Jejku, jaki ja plecak nosiłam... Teraz muszę dążyć do tego, żeby ten bagaż nie wrócił do mnie. Bo operacja wszystkiego nie załatwi, jeśli człowiek nie panuje nad sobą i nie zmieni nawyków żywieniowych.

Tak więc, jeśli ktoś się waha, czy warto podjąć tak trudną decyzję, jaką jest zgoda na operację i rozpoczęcie życia na nowo, to mogę służyć śmiało za jeden z przykładów, że WARTO!!! Dziękuję Wam za ten rok wspólnie spędzony, choć wiem, że mało u mnie regularności, ale jestem :-)
Pozdrawiam Was mocno,

 

jestem kobietą.

Takie oto między innymi obrazki rozwiesili w szkole, w której pracuję z okazji Dnia Kobiet. O ile same teksty nie są szkodliwe, to mierzi mnie sformułowanie "Jestem kobietą, bo...". Uważam, że powinno być raczej "Jestem kobietą, więc..."; bardziej by to pasowało do stwierdzeń użytych przez młodzież.
A logiki w moich działaniach rzeczywiście często-gęsto brak. Mąż nieraz powtarza mi, że jestem pełna sprzeczności. Raz chcę to, a już za 2-3 minuty nagle zmieniam zdanie i wychodzi mi zupełnie co innego. Niby człowiek chce coś zaplanować, a efekt bywa opłakany. Powinnam sobie obiecać, że będę bardziej konsekwentna i zdecydowana na jedną rzecz - może wówczas nie było by we mnie tyle chaosu.
Z nowości - kupiłam sobie spódniczkę. I to nawet dwie. Luksus. Babcia stwierdziła, że odmłodziłam się nowym strojem, a ja jestem szczęśliwa i nawet mi się podoba moje odbicie w lustrze. Dzisiaj nawet ubrałam się w nią do pracy i nie przeszkadzało mi, że jeszcze nie do końca jestem idealna. Ale walczę. Chociaż ciężko jest...
moja walka o lepsze jutro © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka