Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wychowanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wychowanie. Pokaż wszystkie posty

hello wiosno!

I nadszedł upragniony, nieco przedłużony weekend :-) Przewidywali dość niskie temperatury, ale okazało się, że wcale nie jest tak źle. Przy około 15 stopniach da się wytrzymać :-) O ile w piątek mieliśmy trochę szukania nowego roweru dla Syna, to wczoraj już udało nam się wyruszyć w pierwszą wspólną trasę - już we troje :-)


Najpierw pojechaliśmy do teściów, raptem kilometr od nas, co by wypróbować nowe kółka, a po obiedzie już ruszyłam z Synem na nieco dłuższą wyprawę - do mojej mamy. Próbę rower i małe nóżki przeszli na 5+. Po drodze na chwilę zatrzymaliśmy się nad stawem na rzece Jasień, który jest nieco zaniedbany, ale na kilkuminutową przerwę jest w sam raz.







W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na pobliskim skwerku, co by trochę odpocząć, zjeść lody i podziwiać cudne ukwiecone drzewa. Młody nie chciał się wprost oderwać od roweru, w sumie zrobił 15 km (po to założyliśmy liczniki) i nie miał jeszcze dosyć.






Cudne są te kolory. I specjalnie dla maturzystów, których czas zacznie się już w poniedziałek - zakwitły kasztanowce :-)


Pozdrawiam,

marzenia dziecięce

O czym dzisiaj marzą dzieci? Temat ten pojawił się dzisiaj z racji klasowej wigilii u Syna, w której miałam przyjemność uczestniczyć i współorganizować. Padło na niej pytanie, jaki jest wymarzony prezent, którego oczekują od św. Mikołaja (tak, to ten wiek, kiedy jeszcze wierzą w jego istnienie). Odpowiedzi, które padały nawet bardzo mnie nie zdziwiły - klocki, samochody, zestaw do rysowania, kucyki Pony, lalki, śmieciaki, autka, tablet (w dwóch przypadkach), wypasiony smartfon (w jednym) i elegancka sukienka. 
Myślałam, że więcej dzieci będzie podawało prezenty elektroniczne, ale miło się okazało inaczej. Po całej klasie mojego Syna widać, że jeszcze ich tak bardzo nie ciągnie do ciągłego spędzania czasu przed małym ekranem. Podejrzewam, że za rok już się to zmieni i pojawi się więcej próśb do św. Mikołaja o telefony czy tablety. 
A moje dziecko marzy o klockach i o puzzlach. Nasmarował, tj. napisał samodzielnie list do św. Mikołaja z prośbą o takowe. Nawet nieźle mu wyszło to pisanie - i to nie drukowanymi literami. Ba, nawet pytał, czy dany wyraz się pisze przez u czy ó ;-) Teraz już nie będzie musiał nas pytać o takie rzeczy, bo klasowy św. Mikołaj wspomagany przez rodziców przyniósł im w prezencie słownik ortograficzny. Może ktoś powie, że to nie jest fajny prezent, ale na pewno przydatny. Do słownika dodaliśmy jeszcze im piłeczki piankowe imitujące kulę ziemską, co by każdy miał swój model świata i nieco zabawy dla nie do końca wypracowanych rączek. Tak więc jest i przyjemne, i pożyteczne.
A wymarzone puzzle już powoli się przygotowują do wylądowania pod choinką. Klocki jakieś też się znajdą zapewne - jak nie u nas, to u babci ;-) Uwielbiam patrzeć, jak Syn jest zadowolony, dlatego z chęcią spełniam te małe dziecięce marzenia powtarzając mu, że cokolwiek dostanie - czy to będzie to, czego pragnął, czy może nie do końca trafiony prezent - to ma mu to sprawić radość, choćby najmniejszą. Może teraz będzie w stanie ładnie dziękować za otrzymane podarki, a nie tak, jak to robił podczas minionych urodzin...

A o czym marzy Twoje dziecko?

7 lat za nami

Kilka dni temu świętowaliśmy 7me urodziny naszego Syna. Przyszli najbliżsi, co by wspólnie spędzić czas, Młody nie mógł doczekać się gości, a przy tym i prezentów. Nie szykowałam żadnej wielkiej imprezy, ot poczęstunek na słodko-słono, co by czasu dużo nie zajęło. 
Wszystko pięknie-ładnie, ale w pewnym momencie zrobiło mi się wstyd za własnego Syna. Pokazał różki, oj pokazał. Rozpoczął od nieumiejętnego przyjmowania prezentów. Tłuczemy do głowy wyraźnie od dawna, że używa się zwrotów PROSZĘ, DZIĘKUJĘ i PRZEPRASZAM, ale chyba jeszcze za mało. Nie dość, że praktycznie nikt nie usłyszał słowa 'dziękuję' z ust Młodego, to nie za fajnie obchodził się z prezentami podrzucając je tu i ówdzie. Niby się cieszył z tego, co dostał, a z drugiej strony jego zachowanie wskazywało na znudzenie. Nie wiem, gdzie popełniamy błąd, przecież staramy się na każdym kroku przypominać mu o grzeczności, ale nie dociera. Może macie pomysł na egzekwowanie magicznych słówek?
Potem już było w miarę, bo zajął się otrzymanymi prezentami, z siostrzeńcem się fajnie bawił, a i dorośli mieli atrakcje scalające rodzinę - nie ma jak PlayStation ;-) Ale na szczęście nie mamy jej na co dzień, więc przez te 2-3 godzinki można było się fajnie zintegrować.



Nie wiem, kiedy minęło te 7 lat odkąd przyszedł na świat. Wciąż pamiętam ten strach o niego, czy wszystko będzie w porządku i te codzienne dojazdy do szpitala, w którym spędził pierwsze 3 tygodnie swojego życia. Urodził się taki malutki, a teraz chłop na schwał :-) Czas mija nieubłaganie. Pewnie ani się obejrzę, a pójdzie do gimnazjum. Gdyby tylko się bardziej słuchał i ogólnie był grzeczniejszy, bo ostatnio z posłuszeństwem jest niestety na bakier. Można mówić i mówić, a do tej małej przemądrej główki nie dociera. Chce za wszelką cenę pokazać, że to On ma rację, że ma wyjść na jego. A tu klops! Matka z ojcem się nie dają, ale wciąż próbuje. Mam nadzieję, że szybko mu to minie i wróci na dobre tory.
Bo w ogóle w szkole Syna Pani się nachwalić nie może. Że w lot pojmuje czytanie i szybko (i w miarę starannie) wykonuje prace, ładnie pisze, jest w miarę grzeczny, choć czasami też trzeba 2 razy powiedzieć nim główka coś przyswoi. Ale generalnie Pani jest zadowolona, a Matka rośnie w dumę (no, chociaż raz mogę urosnąć!).
Święta idą... Nie ma rady na to ;-) Za tydzień czeka nas świąteczny kiermasz w szkole Młodego i wzięłam się za produkcję ozdób choinkowych, co by wystawić na sprzedaż. Siedzę w pracy i dłubię w cekinach. Jak nie siedzę z indeksacją, to teraz szpilki i bombeczki poszły w ruch. Ale przynajmniej się nie nudzę. Efektami mojej pracy pochwalę się w następnej notce.

post śniadaniowy czyli akcja-reakcja

No żesz by to wzięło. Od rana harmider w szkole. Młodzież gimnazjalna, licealna, a do tego gratisowo dzieciaki z okolicznych podstawówek przyjeżdżający na zajęcia na basen. Jak się zbierze towarzystwo, to głowa boli od hałasu. A ten zrobić najlepiej potrafią te najmłodsze, starszaki już trochę mniej uciążliwi dla uszu jeśli chodzi o decybele, gorzej w przypadku doboru słownictwa, ale o tym może też kiedyś napiszę :-)
Już na pierwszej lekcji przyszła do mnie nasza szkolna pielęgniarka (notabene fajna kobitka) z nastolatką z liceum, co by kupić jej kanapkę. Bo dziecko (dziecko...) nie zjadło śniadania i poszło na głodniaka na wf i prawie zemdlało. No żesz! Normalny człowiek by pomyślał, że to jednorazowy wybryk, przypadkowo nie zjedzone śniadanie. A tu - surprise! - na następnej lekcji przyszła gimnazjalistka po kanapkę dla kolegi, który też "zapomniał" zjeść śniadanie i teraz źle się czuje. Umówili się czy co?
Ciężko jest wytłumaczyć dzieciakom, że śniadanie jest ważne. Że daje siły na cały dzień i trzeba zjeść choćby trochę, co by organizm nie wariował. Wiem, że są przypadki skrajne, kiedy ludzi nie stać na jedzenie, ale w tym przypadku nie o tym mowa. Pamiętam, jak byłam w podstawówce w 7-8 klasie (tak, ja jeszcze jestem sprzed reformy edukacji), to też zdarzało mi się nie zjeść śniadania, bo po prostu wolałam się wyspać. W liceum było podobnie, wstawałam pół godziny przed lekcjami (bo mieszkałam blisko szkoły), tylko trochę się ogarnęłam i biegusiem (autobusem 2 przystanki) do szkoły. Śniadanie było albo na pierwszej przerwie, albo wcale. I wiem, że tym sobie też krzywdę robiłam. Dopiero na studiach zmieniłam nawyki żywieniowe. Dlatego teraz się denerwuję, jak mój Syn nie ma ochoty na poranne jedzenie, to chociaż trochę, ale musi zjeść. Nie wypuszczę go z domu bez śniadania, sama też bez niego nie wychodzę. I to już nie chodzi o regularność posiłków czy burczenie w brzuchu. Po prostu załącza mi się w głowie lampka, że muszę zjeść i koniec. Choćby to był plasterek wędliny, ale mus to mus. Małemu staram się serwować w miarę syte śniadanie - kanapki z wędliną, serem żółtym, ogórek, pomidorek, jajka na miękko lub twardo, a także płatki musli (nie żadne nesquiki czy inne quiki) z mlekiem lub jogurtem naturalnym, czasami naleśniki lub omlet. Do szkoły też zawsze dostaje drugie śniadanie - albo kanapkę, albo danio, do tego jakiś owoc lub warzywo. Zjada wszystko i bardzo mnie to cieszy.
Moje gimnazjalno-licealne dzieci w dużej ilości stołują się u mnie w sklepiku. Mamy w ofercie kanapki i bułki słodkie, które bardzo szybko znikają z półki. Wiem, że duża ilość dzieciaków bazuje na naszych bułkach nie jedząc w domu, bo albo im się nie chce, albo nie mają zrobionego śniadania (bo przecież starym koniom śniadanka podają rodzice), albo coś tam jeszcze. Nieraz jak chcą od rana hamburgera czy hot-doga, to pytam, czy śniadanie było i jeśli się okaże, że nie było, to proponuję zdrowszy zamiennik - kanapkę, a te mamy naprawdę dobre. Bułki ziarniste, do tego polędwica lub żółty ser, pomidor, ogórek i sałata, albo wersje na kajzerce - serek almette z pomidorem i ogórkiem lub jajko na twardo z jogurtowo-majonezowym sosem. To zdecydowanie lepsze od braku śniadania lub fastfooda na dzień dobry. Jedynie bezsilna jestem w przypadku, kiedy przychodzi taka gwiazda (bo to głównie dziewczyny mają popaprane w główkach) i oświadcza, że zaczęła dietę i nie je śniadań, nie je słodkiego, nie je nic. A potem są kwiatki, że dziewczę pada na twarz, ląduje na kozetce u pielęgniarki, a w najgorszym wypadku przyjeżdża karetka, bo zasłabnie. Ehhh...

PAMIĘTAJ O ŚNIADANIU!!


pominięty

Dzisiaj dzień jak co dzień - praca, szkoła, zakupy, dom. Tak by się wydawało. Do czasu aż pewne dwie kobiety nie wyprowadziły mnie z równowagi.
Korzystając z tego, że Dziecko Moje chce być coraz bardziej samodzielne, podczas zakupów miał zapłacić za zakupioną przez siebie bułkę. Dostał do ręki odliczoną skrzętnie kasę i ustawił się w kilkuosobowej kolejce w piekarni. Ja wyszłam na zewnątrz, ale cały czas obserwowałam, jak sobie poradzi.


I wszystko było by pięknie-ładnie, gdyby nie jeden fakt, który doprowadził mnie do szewskiej pasji. Kiedy nadeszła kolej mojego dziecka, pani ekspedientka z radosną miną zaczęła obsługiwać... następną po nim panią, a Synuś dalej stał i dzierżył w małej dłoni odliczone drobniaki. Wparowałam do sklepu z furią w głosie - nie wiem, może źle zareagowałam, ale zaczęłam opieprzać kobietę obsługiwaną i obsługującą, że przecież widzą, że dziecko stoi w kolejce i czeka, aż zostanie obsłużone. I ta klientka z twarzą do mnie, że myślała, że Syn był z poprzedzającą go panią. No tak, ona sobie poszła, a dziecko zostało - super myślenie! Ekspedientka udawała, że nic się nie stało, nawet nie zaprzestała dobrze obsługiwać tamtej kobiety. A owa do mnie dalej, że dziecko się trzyma przy sobie i że jej dzieci są przy niej (stare konie w wieku okołogimnazjalnym) i dowiedziałam się, że wstałam dzisiaj lewą nogą i chyba niedor*^&na jestem. I to powiedziała matka przy dzieciach! Wkurzyło mnie to strasznie. Nie po to chcę uczyć dziecka samodzielności, żeby ludzie go nie zauważali w kolejkach. Owszem, mógł się odezwać, że jeszcze on jest do obsłużenia, ale Syn nie z takich bardzo odważnych. 
Nie rozumiem ludzi....

nie taka zwykła mapa

W miniony czwartek w skrzynce pocztowej czekała na mnie mała niespodzianka, a mianowicie mapa Polski wydana z okazji 25-lecia wolności naszego kraju. Podobno była też dodawana do darmowego podręcznika do klasy pierwszej, ale Syn nie przyniósł niczego takiego do domu ani też nie wiedział, że taka mapa jest. Nam również podczas podpisywania umowy użyczenia podręcznika o takowym fakcie nie wspominano, ale mamy już własną mapę do użytku domowego i to najważniejsze.
Zamówienie na mapę złożyłam nieco ponad miesiąc temu i w sumie to już myślałam, że nakład został wyczerpany i nie załapaliśmy się na swój egzemplarz, a tu taki surprise nam się trafił ;-)

tak wygląda mapa w całej okazałości

Na mapie zaznaczono województwa oraz największe Polskie miasta. Powstałą między nimi wolną przestrzeń zagospodarowano poprzez rysunki charakteryzujące dane miejscowości i regiony. I tak pojawiają się budynki, instytucje, symbole, a także potrawy regionalne oraz rośliny i zwierzęta. Na obrzeżach mapy umieszczono ważne postaci dla polskiej historii i kultury - przywódców, naukowców, sportowców, pisarzy. Również na obrzeżach jak i na odwrocie można znaleźć informacje o symbolach państwowych oraz krótkie przedstawienie najnowszej historii Polski od 1944 do 2014 roku. Teksty te tłumaczą trudną drogę do wolności, którą udało się odzyskać w 1989 roku, a także przedstawiają najważniejsze wydarzenia na przestrzeni ostatnich 25 lat.

a tak wygląda mapa na odwrocie

Mapę wykonali Aleksandra i Daniel Mizielińscy, absolwenci warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Ich rysunki zdobią nie tylko tę mapę, ale także inne książki, min. "Mapy", "S.Z.T.U.K.A." czy też "Mam oko na litery". Są laureatami licznych nagród i wyróżnień przyznawanych za projekty książkowe i internetowe. Mnie osobiście bardzo przypadły do gustu ich obrazki. Są miłe dla oka i proste dla dziecka, do którego w pierwszej kolejności mają trafić.


województwo łódzkie

A na zdjęciu powyżej województwo łódzkie i moje miasto - Łódź przedstawione na mapie. Jako zabytek jest pokazany Księży Młyn, jest też Szkoła Filmowa. A w samym województwie jeszcze geometryczny środek Polski w Piątku i archikolegiata w Tumie.

Bardzo się cieszę, że dostaliśmy tę mapę. Myślę, że na etapie nauki w 1 klasie będzie już przydatna, ponieważ Syn jest w klasie o profilu europejskim i godzinę w tygodniu ma przeznaczoną właśnie na wiadomości o Polsce, Europie i świecie.

jak skutecznie podnieść matce ciśnienie?

Wczoraj Syn podniósł mi ciśnienie swoim wybrykiem. Na cmentarzu (łódzki Zarzew, kto wie, jaki jest duży...) odłączył się od nas i poszedł przodem. Myśleliśmy, że albo za chwilę się cofnie i będzie przy nas, albo poczeka na nas przy wejściu, ale NIE. Doszliśmy do wejścia, a Młodego nie ma. Mnie oczywiście skoczyło ciśnienie, milion czarnych myśli w głowie, że coś mu się stało, że się wrócił, ale skręcił w jakąś alejkę i się nie znajdziemy. Ludzi od groma na cmentarzu, jak my znajdziemy naszego 7-latka... Rozdzieliliśmy się z Mężem, ja wróciłam na cmentarz w okolice naszych grobów, a Mąż poszedł do auta. I co się okazało - zleciałam pół cmentarza, a dzwoni Małż, że Młody jest przy aucie! Wsio ładnie pięknie, ale auto zostawiliśmy nie przy cmentarzu (bo tam już miejsc brak), tylko na osiedlu niedaleko miejsca mojej pracy. Musiał przejść przez ruchliwe rondo i jeszcze kawałek przez osiedle. Cwaniak sobie pomyślał, że tu na pewno przyjdziemy, a Mąż miał nosa, że poszedł do auta. Z jednej strony byłam zła, że taką ucieczkę sobie wykombinował, a z drugiej strony dumna, że sobie poradził. Przez rondo przechodził z tłumem ludzi, a drogę znał, bo nieraz nią szliśmy. Teraz już ustaliliśmy, że Synuś dostanie w spadku nasz stary telefon, kupimy mu starter i jak będzie gdzieś z nami szedł i nie daj Boże znowu się odłączy, to może przynajmniej odbierze telefon.

Po obiedzie pojechaliśmy na Stary Cmentarz na Ogrodową, aby zapalić światełka u mojego Taty, Dziadków, Pradziadków i innych bliskich. Ilekroć odwiedzam ten cmentarz, tym bardziej mnie on zadziwia swoim pięknem. Dlatego zazwyczaj jadę tam po południu, co by napawać się urokiem rozpalonych zniczy. Oczywiście wspomagamy też coroczną - w tym roku już jubileuszową, bo dwudziestą - kwestę na rzecz ratowania zabytków tego trójwyznaniowego cmentarza. Zawsze wrzucamy parę groszy, co by wspomóc tych, którzy chcą przywrócić piękno zabytków - pomników nagrobnych, kaplic. A tych na tej nekropolii jest bardzo dużo.

Zapaliliśmy też światełko przy krzyżu na głównej alei - dla żołnierzy poległych i tych, których grobów nie możemy znaleźć lub są za daleko, by jechać w te szczególne dni. Syn był zaskoczony, że tyle zniczy może dać tak dużo ciepła. Oczywiście chciał też zapalać te, które już zgasły i jak by mógł, to by się wtarabanił w sam środek tych zniczy i odpalał je na nowo ;-) Ale udało nam się jakoś wyperswadować mu ten pomysł z główki. Za to po drodze na groby zapalaliśmy gdzieniegdzie wypalone świeczki. O dziwo, teraz już się od nas nie odczepiał i twardo szedł z nami. Chyba trochę się mimo wszystko przestraszył i dzielność schował do kieszeni.

Przy grobach opowiadałam Synowi o dziadku, pradziadkach i prapradziadkach. Był ciekawy, jak zawsze, chłonął moje słowa i zadawał przeróżne pytania. Dzisiaj jeszcze nas czeka podróż na trzeci cmentarz, tym razem za miasto. Dni wolne miną szybko, a jutro znów praca, szkoła, dom. I tak wciąż, wciąż i jeszcze. Chyba tęsknię za beztroską lat dziecięcych...

uczeń!

Dzisiaj dzień szczególny - Dzień Edukacji Narodowej, potocznie zwany też Dniem Nauczyciela. A dla mojego Syna to dzień ślubowania klas pierwszych. Już od rana było szykowanie stroju galowego, przypominanie tekstów piosenek, a przy tym pełen luz. Jak już ostatnio napisałam, matka bardziej przeżywa takie ważne dni niż dziecko (a przynajmniej nie dał po sobie poznać odrobinki stresu). Wyszykowani, wypachnieni udaliśmy się razem do szkoły. Po drodze Młody znów zrobił sensację, bo przecież widok wystrojonego w garnitur małego człowieka cieszy oko :-) I wcale się nie dziwię, bo sama też lubię tak ubranego faceta - i małego, i dużego.


Podczas uroczystego ślubowania dzieci wykonywały piosenki, mówiły krótkie wierszyki, aż w końcu Pani Dyrektor dokonała pasowania na ucznia przy pomocy wielkiej kredki - i każdy, jak rycerz, został mianowany Uczniem. 
Ale jeszcze jedno było piękne wydarzenie, a mianowicie to, że pierwszoklasiści wykonali w całości, tj. 4 zwrotki, hymnu narodowego a'capella! Nie było podkładu muzycznego, tylko dzielne głosiki wszystkich dzieci. Podczas hymnu przeleciałam wzrokiem po obecnych na sali rodzicach, dziadkach i innych gościach. Zdziwiło mnie to, że tak mało osób śpiewało. I tu nie chodzi mi o znajomość wszystkich czterech zwrotek, ale o pierwszą (sic!) nawet. I nie wiem, czy ludzie się wstydzili śpiewać, czy może nie znali, czy - po trzecie - chcieli dać się wykazać najmłodszym i najważniejszym w tej chwili... Jednak, dla przypomnienia dla co poniektórych, podaję tekst hymnu Polski.

Jeszcze Polska nie zginęła,
Kiedy my żyjemy.
Co nam obca przemoc wzięła,
Szablą odbierzemy.

Marsz, marsz, Dąbrowski,
Z ziemi włoskiej do Polski.
Za twoim przewodem
Złączym się z narodem.

Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę,
Będziem Polakami.
Dał nam przykład Bonaparte,
Jak zwyciężać mamy.

Marsz, marsz, Dąbrowski...

Jak Czarniecki do Poznania
Po szwedzkim zaborze,
Dla ojczyzny ratowania
Wrócim się przez morze.

Marsz, marsz, Dąbrowski...

Już tam ojciec do swej Basi
Mówi zapłakany —
Słuchaj jeno, pono nasi
Biją w tarabany.

Marsz, marsz, Dąbrowski...


A teraz, już kompletnie na sam koniec, moja jesienna twarz :-)


Kuba, Buba i savoir-vivre

Dzisiaj staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami nowej pozycji czytelniczej dla najmłodszego członka naszej rodziny (ojoj, ale poważnie to zabrzmiało), a mianowicie książki pt. "Bon czy ton. Savoir-vivre dla dzieci" autorstwa Grzegorza Kasdepke. Na książkę trafiłam już ponad rok temu u znajomej, ale dopiero teraz zawitała do nas.


Głównymi bohaterami książki są bliźniaki, Kuba i Buba, a ich przygody doskonale nadają się do pokazania zasad dobrego wychowania. Syn na początku kręcił nosem, że nie bardzo lubi czytać, ale po obejrzeniu wszystkich obrazków i wysłuchaniu kilku pierwszych historyjek stwierdził, że "może być" :-) Nie ukrywam, że cieszy mnie to, bo ostatnio chce za bardzo pokazywać różki i niekoniecznie się słucha, może chociaż usłyszane opowiadania sprawią, że cokolwiek do niego trafi ;-) Druk jest w miarę duży, więc będzie mógł sobie już sam przeczytać kolejne rozdziały. Pomijam już fakt, że kiedy usnął, to przeczytałam prawie połowę książki i bardzo mi się podoba. Pisana jest językiem zrozumiałym dla kilkulatków, opisuje codzienne sytuacje, a przy tym zawiera odpowiednią dawkę humoru. Polecam :-)

Chociaż uważam, że każdemu z nas przydałaby się taka książeczka z zasadami dobrego wychowania. Po tym, co widzę na co dzień wśród mojej gimnazjalnej młodzieży, a także wśród dorosłych, to bym nawet powiedziała, że to powinna być lektura obowiązkowa! Bo jeśli nie wyniesie się z domu tego, co jest dobre, to potem zachowujemy się jak te małpy i świnie.


moja walka o lepsze jutro © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka