jak to jest narodzić się po raz trzeci

Witajcie Kochani!

Dzisiaj chciałam Wam przedstawić niezwykłą osobę, której historia mnie bardzo wzruszyła. Jest to Gruba Historia, ale inna niż poprzednie.




Bohaterką jest Magdalena Gajda, Społeczny Rzecznik Praw Osób Chorych na Otyłość, Prezes Zarządu Fundacji Osób Chorych na Otyłość OD-WAGA, Przedstawiciel Polski w Europejskiej Radzie Pacjentów Chorych na Otyłość EASO.









...MOJE TRZECIE NARODZINY...




Pod "pokręconą gwiazdą". Miałam być Lwem, jestem Panną. Bo z ciąży przenoszonej. Nie spieszyło mi się przedzierać się przez kanał rodny. A może już wiedziałam, że wciąż się będę przez życie "przedzierać"...? Ponad 50 cm wzrostu, ponad 5 kg wagi. "Zdrowa i dorodna. I niech tak będzie dalej" - powiedziała położna. Wykrakała, skubana...



2 tygodnie przed II narodzinami. 
Pobudka. Godzina 3:00 w nocy. Z Warszawy do kliniki w Zabrzu ponad 300 km. Mamy być na miejscu przed 8:00. W naszym "Poldku" - Mama, Tata, ja, lęk i cisza. Rozmowa się nie klei. Zdania rwą się. Tak jak cienkie plasterki szynki w mojej porannej kanapce. Jeszcze nie wiem, że to mój ostatni posiłek tamtego roku.
Profesor Pardela ogląda moje zwały tłuszczu. Mówi Mama. Diety, treningi, leki, zioła, akupunktura, akupresura, bioprądy, hipnoza. Nie działają. "Dorodna" jestem coraz bardziej. "To co? Operujemy? Masz szczoteczkę i piżamę?" - pyta profesor. Tak. Bo przezorna też jestem. "Pójdziemy cię zważyć" - zarządza profesor. Korytarz jest długi, kręty, pachnie starą cegłą, wilgocią i kapustą. Mijamy obojętnie gabinety lekarskie. Bo "moja" waga stoi w kuchni. Na takiej wadze mój Dziadek ważył półtusze świń. Zagryzam zęby, zamykam oczy, zaciskam ręce w pięści i wchodzę na platformę. "152 kg!" - krzyczy królowa kuchni dokładając na szale kolejne odważniki. I jeszcze - "Nie rycz głupia! Jesteś jedną z chudszych...!".
Pierwsza, druga i trzecia noc na korytarzu. Pozostałe już na sali. Woda, woda i tylko woda, w każdej ilości, ile chcę. Na języku smak brukselki. Dlaczego brukselki...? Badania i testy, testy i badania. Łykam, co mi wrzucą na dłoń, cierpliwie podstawiam żyły pod igły. I jeszcze zdjęcia do kartoteki. "No co jest? Rozbieraj się!" - zarządza lekarz prowadzący. "Co tak od razu? Może najpierw buzi, do cholery..." - wkurzam się. Profesor dysponuje: "Doktor Wyleżoł uspokoi pacjentkę i wytłumaczy jej, co i jak". Doktor kreśli rysunek przyszłego żołądka na kartce papieru w kratkę. Noc, półmrok na korytarzu, doktor arogancki. Już się nie boję. Jestem przerażona. Telefon do Mamy. "Co jest córcia? Przyjechać?". "Mhmmm..." - łamię się, płaczę. Mama przyjeżdża porannym pociągiem. Nocuje u Pani Janeczki przy szpitalu. Co dnia przynosi ze sobą zapach modrej kapusty.

Dzień operacji. 
Gastroplastica verticalis modo Mason. Pionowa opaskowa plastyka żołądka. Leżę na stole i próbuję z niego nie spaść. Brzuch spływa kaskadą na boki. Na sali zimno jak w dziale mrożonek w supermarkecie. Drżę. Pielęgniarka koi lęk: "Zapamiętaj, jak masz na imię. Zapytamy, jak będziemy cię wybudzać". Respirator szumi koło prawego ramienia. Na ekranie migocze serce. Anestezjolog uspokaja. "Jak jest 80 i więcej, to OK". Nie pytam, czy jak jest mniej, to jest "nie halo"... Ucisk strzykawki na wenflon w łokciu. Zasypiam...
Mgnienie...
Budzę się i dziwię się. Nikt nie pyta o imię. Krzyczą. "Magda oddychaj! Magda, kurwa mać, oddychaj!..." Unoszę powieki. Z trudem odchylam głowę na bok. Koło serca liczby gasną - 60... 50... 40... 30... Zapadam się. Nigdy przedtem i nigdy potem nie było mi tak dobrze. Nigdzie i z nikim. Myślę sobie - "Bujda z tym światłem i tunelem. Jest tylko spokój. Szkoda, Panie Boże, tylko 24 lata, mogło być jeszcze coś...". "Magda, oddychaj! Magda, kurwa, pierdolona mać, nie zejdziesz mi tu dziś...!!". Pięść anestezjologa boleśnie wbija się w moją pierś. Unoszę się, łapię oddech, zasypiam...
Czyjeś ręce przerzucają mnie na wózek. Ból budzi mnie na chwilę. Gdzieś jadę. Miga mi twarz Mamy. "Już dobrze córcia...?". "Odsunąć się! Bierzemy ją na OIOM! Miała zapaść...". Pielęgniarz brutalnie odrzuca Mamę na ścianę.

OIOM. Kilka godzin później.
"Bierzemy wdech, wydech, i już...". Rurka intubacyjna już nie zaciska gardła. Została jeszcze jedna. Podnoszę dłoń do nosa i macam. "No i co Pani nam powie?...". "Ja pierdolę, przyszyli mi tę sondę...".

Lipiec 1996.
8 miesięcy po operacji. Waga - 75 kg. Profesor patrzy z dumą. Doktorzy zacierają ręce. "W sam raz do doktoratu!". Doktor Wyleżoł usuwa worek skóry z brzucha. Dzierga mi na brzuchu 152 szwy. Powoli, dokładnie. Już się go nie boję. To inny człowiek.



Przez 15 lat testy - co i ile zjeść na raz, wymioty, refluks, "zaklajstrowanie" żółtkiem jajka na miękko, szukanie siebie. Waga w dół - euforia, nowe ciuchy, kosmetyki, fryzury i faceci. Waga w górę- głód, wycofanie, samotność,  stany depresyjne. Waga w górę, w górę, w górę... - godzę się, inna widać nie będę.

6 miesięcy przed III narodzinami. 136 kg.
Jerzy, ortopeda wkurzony. "Jeszcze kilka kilogramów i możesz się przesiąść na wózek! Kobieto, ty już kolan nie masz... Zrób coś!". Robię. Los sprzyja. Doktor Wyleżoł przeniósł się do Warszawy. Diagnostyka - 3 dni. Opis - staplery poprzerastały poprzez ścianki żołądka, między nimi luki, przez które przedostaje się pokarm. "Ale że się tyle czasu uchowałaś. Myślałem, że wszyscy pacjenci z Masonem już po korekcie...". Tniemy. Żołądka już nie będzie. Trawić będą jelita. Ile schudnę? "Może dużo... Może kilka kilogramów..." Na długo? "Szczerze? Nie wiem. I nic ci nie obiecam. Przecież wiesz, że lekarstwa na otyłość nie ma...".

Operacja.
Wyłączenie żołądkowe z wycięciem dalszej części żołądka i odtworzeniem ciągłości przewodu pokarmowego na długiej pętli Roux (Roux-en-Y Gastric Bypass). Sala operacyjna wciąż zimna. Stół jakby większy. Procedura już przerobiona. Zasypiam, budzę się, bez komplikacji. Po 8 godzinach umęczony dr Wyleżoł wychodzi z bloku. Mama (wzrost 160 cm) prowadzi jego (wzrost 190 cm) do gabinetu.

Kwiecień 2011. 68 kg.
Chodzę o kulach, bo nie mam siły chodzić bez nich. Twarz kredowa. Oczy zapadnięte. Współczucie w oczach innych. "Pewnie jakieś paskudztwo ją wyżera...". Płaczę doktorowi: "Niech Pan coś zrobi... Ja już nie chcę dalej chudnąć...!". Zmiana diety. Waga w górę. 78 kg - stop! Wyrok doktora - "Teraz wyglądasz zdrowo. Tak ma zostać."...

13 września 2015. 85 kg.
Mówią, że te kilka kilogramów "ponad" to normalne. Że podręcznikowe. Żebym nie panikowała.
A ja się boję, że to koniec remisji...

Mam na imię Magda. 
Jestem chora na otyłość olbrzymią.
Już na zawsze.




Wzruszyłam się. Ogromnie się wzruszyłam. Najpierw, kiedy Magda opublikowała swoją historię na facebookowej stronie Fundacji OD-WAGA, a teraz, kiedy pisałam notkę znów miałam mokre oczy. 



Zachęcam Was do polubienia strony Fundacji na Facebooku. I życzę Wam tej ODWAGI!


PeeS. Tekst i zdjęcia zostały opublikowane za zgodą Magdy.

8 komentarzy :

  1. Najlepsza odważna historia jaką przeczytałam. Najlepiej i najtrafniej ubrana w słowa, treściwa, emocjonująca - idealnie zgrana w emocjach.
    Gratuluję wyniku Pani Rzecznik. Jest Pani moją nadzieją, że ja też skończę w tym miejscu co Pani.
    Na zawsze otyła, ale chudsza.
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Poruszyła mnie ta historia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Walka o zdrowie zawsze jest zdecydowanie bardziej rygorystyczna, niż nie jedna zbrojna bitwa. Ważne, żeby wyjść z niej zwycięsko. Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Płaczę jak bóbr ledwo widzę ten tekst, wiem jak to jest czuć to zimo i odpłynąć też to czułam kilka razy i też przeklinałam w myślach. Też mam problemy z wagą z powodu braku ruchu, bo jestem niepełnosprawna i zawsze czytam te historie naprawdę z emocjami ale tym razem jestem rozłożona na łopatki. Kompletnie. Gratuluje Magdzie i z całego serca trzymam kciuki oby tak zostało

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wyobrażam sobie co ona musiała przejść.. serce się kraja. Niby z medycyną jesteśmy tak daleko, potrafmy tak wiele.. a jednak to jeszcze za mało. Gratuluje serdecznie Pani Magdzie, a Tobie dziękuję, że się z nami podzieliłaś tą historią.

    OdpowiedzUsuń
  6. O cholera. Nie wiedziałam, że to jest aż tak poważna sprawa. Byłam pewna, że operacja załatwia problem, a jak widać, niektórzy zmagają się z tym problemem przez całe życie. Współczuję z całego serca.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mocny tekst. Historia bardzo mnie poruszyła.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

moja walka o lepsze jutro © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka