No, wytoczyłam się zza stołu wielkanocnego... Przeżywamy najważniejsze w kościele katolickim święta, tajemnicę zmartwychwstania... Każdy z nas w głębi serca musi sobie uświadomić, gdzie jest sens życia...
Rok temu w Wielką Sobotę opuściłam szpitalne mury z zasklepiającą się raną pooperacyjną, zmniejszonym żołądkiem i bólem przy najmniejszym ruchu. Ledwo wczłapałam się na 4 piętro i w zasadzie Wielkanoc spędziłam w łóżku. W tym roku pozwoliłam sobie na małe co nieco podczas świętowania z rodziną. Pojawiła się biała kiełbasa, kawałek angielki, szynka i pomidor. Szaleństwo, nie? Z jajka podczas śniadania już zrezygnowałam, nie zmieściłoby się, a mogłoby i wrócić bardzo szybko. Za to na kolację były jajka faszerowane mojej roboty - z łososiem i z szynką - więc sobie pozwoliłam zjeść nieco. Tak więc mogę powiedzieć, że to moje drugie święta wielkanocne bez obżarstwa. Sukces!
Pogoda nas niestety nie rozpieszcza, więc siedzimy we trójkę w domu. Raz słońce, za moment silny wiatr, a wczoraj to i burza, i grad, i śnieg. Kwiecień-plecień...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz