przychodzi Grubas do sklepu odzieżowego

Jest mnóstwo powodów, dla których należy się cieszyć wynikami po operacji czy też po niechirurgicznym schudnięciu, a jednym z nich jest bezproblemowe wybieranie ubrań. Dla chudzielców to błahostka - idziesz na zakupy, bierzesz pierwszą z brzegu bluzkę/spódniczkę/spodnie/co-tam-sobie-chcesz i pasuje. Grubasy tak łatwo nie mają. Ile razy weszłam do sklepu i bezowocnie szukałam na wieszakach czegoś, co pasuje na mnie i nie przypomina worka na ziemniaki, a przy tym jeszcze jakoś w tym człowiek wygląda... Każdy Grubas to przeżył na pewno. Ale proszę pani, nie mamy większych rozmiarów! No żesz Ty!!! Niby ostatnio się polepszyło i sklepy sieciowe typu KappAhl, Cubus czy H&M zaczęły powiększać rozmiarówkę i problemy ze znalezieniem odpowiedniego stroju były mniejsze, ale to i tak kropla w morzu potrzeb. Brałam na przykład bluzkę, która mi się podobała na manekinie czy wieszaku, ale na mnie wyglądała okropnie. Jak w pasie była dobra - to w biuście opięta, albo na odwrót. Ja nie wiem, czy projektanci myślą, że grubi ludzie mają jeden wymiar po całości albo co? O spodniach nie wspomnę, bo często-gęsto trafiały mi się w pasie dobre, a nogawki niczym żagle na wietrze łopotały od szerokości...


Dlatego odkąd zrzuciłam plecak nadmiernych kilogramów cieszę się, kiedy idę do jakiegokolwiek sklepu odzieżowego. Owszem, w głowie wciąż siedzi etykietka "Jestem gruba, ubieram tylko XXL" i pierwsze kroki zwykle kieruję na duże rozmiary, po czym okazuje się, że jednak nie muszę ubierać się w taki rozmiar. Jak ważyłam ponad 100 kg, to brałam w sklepie to, co na mnie pasuje. Nie było aż tak ważne, czy mnie się to podoba, czy wyglądam w tym jakoś znośnie, ale brałam, bo zazwyczaj była to jedna rzecz, która na mnie pasowała z całej ekspozycji. I nieważne było to, czy idę do sieciówki, czy lądowałam w lumpeksie. I właśnie w ostatni weekend wybrałam się na zakupowe polowanie do jednego ze sklepów z używkami. Przetrzepałam wszystkie wieszaki w poszukiwaniu nowych spodni, bo te, co mam, to już nawet paskiem nie da się okiełznać. I tak patrzyłam na wymiary wywieszonych - oczywiście zaczęłam od dużych, ale od razu zapaliła mi się w głowie lampka "nie te, mniejsze weź". I brałam do przymiarki chyba z 10 par - co za radość, kiedy okazało się, że praktycznie wszystkie pasują! Mąż oglądanie spasował po drugiej parze i powiedział, że po co tyle przymierzam, skoro znalazłam już pasujące na mnie. Ale jaka radość jest, kiedy możesz wybrać to, co nie tylko pasuje, ale też człowiek jakoś sensownie w nich wygląda, a nie pierwsze-lepsze. I tak wyszłam ze sklepu z dwiema nowymi parami dżinsów :-) A wiecie, jak kobieta się dobrze czuje po zakupach ;-)

PeeS. Jeśli kogoś obraziłam nazywając Grubasem, to bardzo przepraszam.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

moja walka o lepsze jutro © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka