...przychodzimy. odchodzimy. trwamy...

Jak co roku odwiedziliśmy z moimi Chłopakami naszych zmarłych. Tych bardzo bliskich (Tata, Dziadkowie) i tych dalszych (wujostwo, kuzyni). Syn dzielnie odpalał znicze, dostał zadanie - trochę odpowiedzialności dziecku nie zaszkodzi...

My, którzy zostaliśmy jeszcze na tym świecie i Oni, którzy oglądają nas z góry.

Bo ja wierzę, że gdzieś jest Niebo. Może nie takie, jak to sobie wyobrażałam jako dziecko, że dusze jako aniołowie spoglądały na świat z powierzchni chmur. Ale takie bardziej ludzkie. Że te dusze spotykają się ze sobą Gdzieś Tam, że rozmawiają i wspominają, jak wyglądało ich życie na Ziemi.
Oczywiście jak zwykle podchodzę do obchodów uroczystości Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznego genealogicznie. Tłumaczę Synowi, kto i gdzie jest pochowany, kim był dla mnie czy Męża, a kim jest dla niego. Mam świadomość, że główka 8-latka jest pojemna, że wiele rozumie i jest w stanie dużo zapamiętać. I tak jest. Rok temu wspólnie stworzyliśmy drzewo genealogiczne do jego pradziadków (tu dla przypomnienia), które nadal wisi na szafie i w razie potrzeby, sprawdzamy dane przodków, co by utrwalić wiadomości.
W tym roku nie udało mi się odwiedzić ziem łowickich, co by zapalić znicze na grobie prapradziadka, ale może w najbliższy weekend uda się to nadrobić. Na razie mam nadzieję, że mój plan poznania dalszej rodziny za pośrednictwem pozostawionych kartek na grobach bliskich odniesie jakiś pozytywny skutek. Za radą kolegów-genealogów i z pomocą koleżanki mieszkającej w okolicy zostawiłam kontakt na grobie przyrodniego brata mojego dziadka. Ponieważ starania odnalezienia kuzynostwa w Gdańsku spełzły na niczym, pozostały mi właśnie ziemie łowickie. Może dzięki temu uda się rozwikłać zagadki z przeszłości... Chciałabym, choć to według wielu ludzi (w tym i niestety mojego Męża) niepotrzebne rzeczy, żeby nie powiedzieć głupoty. Zawsze pojawia się pytanie "po co Ci to?". A ja wciąż bezzmiennie twierdzę, że grzebanie w starych aktach mnie uspokaja. Że dzięki temu wiem, kim jestem, chociaż wśród przodków sami prości ludzie...
Jest jeszcze jeden "plus" mojego zasiedzenia w papierach - czas mija bardzo szybko. Głód nie daje znaku, więc nieraz się zapomni o tym, że już czas coś wszamać. Jak siedzę nad nimi w ciągu dnia, to nieregularność posiłków bywa zgubna, ale jak przysiadam nad aktami nocą (co bardzo często się zdarza), to cieszy mnie, że nie ciągnie mnie do lodówki i nie podjadam wieczorową porą ;-)

A może ktoś z Was też się para po godzinach genealogią? Macie jakieś sukcesy w odkryciach rodzinnych tajemnic?

Pozdrawiam,

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

moja walka o lepsze jutro © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka