Pokazywanie postów oznaczonych etykietą motywacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą motywacja. Pokaż wszystkie posty

cudowna przemiana


Hej, hej!!!

Wakacje dobiegają końca. Jeszcze 3 dni i czeka szkoła, praca, powrót do codzienności. Dla mnie to też powrót do walki o siebie, bo trochę za bardzo sobie pofolgowałam na urlopie. Czas założyć kaganiec na twarz :-)






Ale zanim to wszystko nastąpi, chciałam się z Wami podzielić jeszcze jedną historią, Grubą Historią, a jej bohaterką jest...

Basia.


"Mam na imię Basia. Mam 36 lat, rok temu we Wrocławiu przeszłam operację bariatryczną metodą gastric bypass. Operował mnie dr Rafał Mulek."










Patrzę na to zdjęcie i widzę piękną Kobietę. Zapraszam do przeczytania historii Basi...

"Mój sukces życiowo-wagowy (o ile można to tak nazwać) to 164 kg. Na szczęście dzisiaj waga wskazuje już tylko 68 kg. Dzięki operacji mogę żyć tak, jak zawsze chciałam. Uwielbiam ruch, bardzo często jeżdżę z dzieciakami na wycieczki rowerowe, 20 km pedałowania nie stanowi już dla mnie problemu. Mąż jest ze mnie bardzo dumny i - jak to mówi - zrobiłam się bardziej ruchliwa (ale nie będę się wdawać w szczegóły)."















Jak tak patrzę na tę fotografię, to się zastanawiam, czy aby na pewno to jedna i ta sama osoba. A jednak...

"Zanim poddałam się operacji miałam nadciśnienie i bardzo wysoki puls. Stosowałam mnóstwo różnych diet, których efekt był zadowalający, ale nie potrafiłam utrzymać tej wagi, którą wypracowywałam. Efekt jo-jo był zawsze kosmiczny. Aż przypadkiem dowiedziałam się o możliwości operacyjnego zmniejszenia żołądka od jednej Pani, która była już po zabiegu. Przeszukałam internet, znalazłam informacje o bariatrii i musiało minąć 4 lata nim dojrzałam do decyzji o poddaniu się operacji. Teraz żałuję tych zmarnowanych lat. Żałuję, że tak późno się zdecydowałam. Na samą operację czekałam 10 miesięcy, a Męża i najbliższą rodzinę postanowiłam niejako przed faktem dokonanym. Decyzję podjęłam sama, a oni mieli jedno wyjście - wspierać mnie, w czym spisali się rewelacyjnie."










Ja też żałuję, że tak późno podjęłam decyzję o operacji. Przecież o tym, że je wykonują w Łodzi, wiedziałam już w 2008 roku... Ale wtedy nie to mą głowę zaprzątało...

"Po operacji szybko doszłam do siebie. Przeszłam wcześniej 2 cesarki, więc bólu nie czułam i 24 godziny po operacji już spacerowałam za szpitalem, bo się strasznie nudziłam. Do domu wypuszczono mnie na 2 dobę po zabiegu, bo strasznie marudziłam lekarzowi, że w domu goję się lepiej :-) We wtorek miałam operację, a moje życie od poniedziałku wróciło do normy, czyli zakupy i odbieranie córki ze szkoły."

















Szast-prast i Basia już po operacji śmigała. Dzielna Dziewczyna :-) 

"Decyzja o operacji to najlepsza decyzja, jaką w życiu podjęłam. Jedyne, czego żałuję, to to, że podjęła tę decyzję tak późno. Problemy z ciśnieniem po operacji ustąpiły całkowicie, tętno wróciło do normy. Uwielbiam sport i ruch. Codziennie chodzę na siłownię, a 2-3 razy w tygodniu staram się jeździć na 20-kilometrowe wycieczki rowerowe. Dzisiaj patrzę na siebie inaczej i zastanawiam się, jak mogłam dopuścić do takiego stanu sprzed operacji. Do dziś nie rozumiem, jak mogłam się doprowadzić do 164 kg, po prostu nie mam dla siebie wytłumaczenia."














Taką właśnie drogę do lepszej siebie przeszła Basia. Jestem pod wrażeniem ilekroć porównuję jej zdjęcia sprzed zabiegu i te najnowsze. Piękna, naprawdę piękna przemiana. Wiadomo, że dla kobiet wygląd jest ważny, ale ile zdrowia przez tę operację Basia odzyskała :-)

UWAGA!
Mam najnowsze informacje od Basi. Ponieważ list, który Wam prezentuję, Basia wysyłała mi pod koniec czerwca, czas na aktualizację danych. Okazało się dzisiaj, że Basia przez minione 1,5 roku straciła - bagatela! - 100 kg!!! Moje gratulacje Basieńko! Tylko proszę, nie przesadzaj w drugą stronę, bo już jesteś PIĘKNA!



Na pierwszym zdjęciu Basia w rozmiarze 62/64, 27.03.2014r. Na środkowym rok później - już w rozmiarze 40/42. Zdjęcie z prawej - ta sama Basia w rozmiarze 38/40. Zupełnie inna Kobieta.

Wciąż czekam na Wasze historie. Jeśli chcecie się nimi podzielić z innymi - proszę o kontakt. Będzie mi bardzo miło :-)

Pozdrawiam Was ciepło,


 PeeS. Historia i zdjęcia Basi zostały zamieszczone za jej zgodą i po wcześniejszej autoryzacji posta.

spotkanie z niezwykłą Dziewczyną

 Witajcie Kochani!!! 



Witam Was z zacisza mojego balkonu. Piękna pogoda, sobotni poranek, więc czas na kolejną na moim blogu Grubą Historię. Zasiądźcie więc wygodnie w fotelach i poznajcie dzisiejszą bohaterkę, a jest nią...

Fatima.

"Mam na imię Fatima. Z otyłością walczę od nastolatki, ale prawdziwe problemy zaczęły się w szkole zawodowej. Zanim poddałam się operacji ważyłam 140 kg przy wzroście 165 cm."










Ładna dziewczyna ta nasza Fatima, nie? Przyciąga wzrok. Ale miałam nie rozpraszać, więc wracamy do opowieści...

"Z zawodu jestem kucharką, więc praktycznie wszystko, co przygotowuję, muszę spróbować. Mój mąż uwielbia fast-foody i zaraził mnie miłością do nich. To sprawiło, że w wieku 16 lat zaczęłam tyć, a kończąc 18 lat ważyłam ponad 100 kg. Wiecie, co jest w tym najgorsze? Że wcale nie widziałam problemu w tak dużej wadze. Kiedy w wieku 21 lat wychodziłam za mąż, waga wskazywała już 120 kg. Mojemu mężowi to nie przeszkadzało, ale coś mnie wtedy tknęło i chciałam schudnąć. Zaczęłam więc jeździć do dietetyka do Poznania. Efekt kuracji - ze 120 kg schudłam do 94 kg w ciągu pięciu miesięcy."




Ja też miałam przyjemność schudnąć parę kilogramów na diecie, ale co z tego, skoro po odstawieniu kilogramy wracały do mnie ze zdwojoną siłą...

"Mimo stosowania diety, waga znów ruszyła w górę - i tak skoczyła do 135 kilogramów w ciągu następnych kilku miesięcy..... Z jednej strony było mi wsio jedno, a z drugiej - bardzo pragnęłam dziecka, a przy takiej wadze zajście w ciążę było niemalże niemożliwe. Rok 2013 był przełomowy. Zgłosiłam się do szpitala w Poznaniu na badania, co by sprawdzić, czy są jakieś szanse na bycie mamą. To pragnienie było tak silne... Wtedy usłyszałam wyrok: jeśli nie schudnę, to lekarze nic nie pomogą. Taka waga to duże obciążenie, zagrożenie dla matki i dziecka i w ogóle. Wtedy postanowiłam działać."


Sama pamiętam, jak staraliśmy się o naszego Syna. Policystyczne jajniki, otyłość - błędne koło... Ale się udało ;-)


"Zaczęłam szukać informacji o chirurgii bariatrycznej. Skoro diety nie dały rady, to może w ten sposób się uda zrzucić zbędne kilogramy i zostać mamą. Czytałam dużo artykułów, rozważałam wszystkie ZA i PRZECIW operacji już zanim podjęłam ostateczną decyzję. Doszłam do wniosku, że jesli nie spróbuję, to nie będę wiedzieć, czy to mi pomoże. I tak znalazłam lekarza w Łodzi, zadzwoniłam we wrześniu 2013, a pierwsza wizyta była w grudniu 2013. Żeby być fair w stosunku do najbliższych, zawiadomiłam rodziców o podjętej przeze mnie decyzji. To właśnie tata zawiózł mnie na tę pierwszą wizytę. Po drugiej dostałam termin operacji - na 21.07.2014r."


Właśnie minął rok :-) Przyznam, że sama nie wiem, kiedy minął ten czas u mnie, kiedy nie dotknęły mnie żadne powikłania, a co dopiero ma powiedzieć Fatima, która niestety ich doznała...

"Tego dnia przeszłam operację ominięcia jelitowo-żołądkowego, nie chciałam opaski. Po samej operacji czułam się super. Już wieczorem tego samego dnia chodziłam po szpitalnym korytarzu. W piątek, po czterech dniach, miałam badaną szczelność - wszystko było w porządku, w poniedziałek wypisali mnie do domu. Było dobrze ze 4 dni. Niestety, którejś nocy idąc do łazienki zauważyłam, że jestem cała we krwi. Rano szybko do lekarza, szpital, a on na to, że dobrze, że mi to wyleciało i założył mi sączek. I tak po tygodniu pojechałam na zdjęcie szwów, a zaraz po tym na wesele. Wybawiłam się super, ale zaczęły się problemy z jedzeniem. Byłam dość aktywna, opalałam się, jeździłam na basen, ćwiczyłam - byłam naprawdę zadowolona. Po miesiącu było mnie mniej o 20 kg. W połowie września źle się poczułam, wymiotowałam krwią. Mąż i mama zawieźli mnie do szpitala - badania wykazały odwodnienie i bakterie w moczu. Dostałam kroplówki, a na drugi dzień zadzwoniłam do lekarza, który mnie operował. Kazał natychmiast przyjechać. I tak w Łodzi zrobili mi gastroskopię. Niestety, okazało się, że wężyk od laparoskopu nie chciał przejść i balonikiem mi stopniowo poszerzali balonikowaniem. I już było dobrze - jakieś 3 tygodnie później zaczęły drętwieć mi nogi. Poszłam do lekarza rodzinnego, który stwierdził, że to przez brak witamin. Przyjęłam do wiadomości. Ale okazało się, że na tym się moje cierpienia pooperacyjne nie skończą. Idąc po siostrę do przedszkola spadłam ze schodów i nie wstałam o własnych siłach. Zawieźli mnie do szpitala, a tam stwierdzili neuropatię kończyn dolnych i górnych i kamicę nerkową. Dali mi leki, co bym wróciła do domu o własnych siłach. Ciężko było wrócić do pełnej sprawności - nawet podniesienie kubka było dla mnie wielkim wysiłkiem. W styczniu 2014 zaczęłam 4-tygodniową rehabilitację w Pleszewie. Wyszłam stamtąd o lasce, a po krótkim czasie miałam badania w Poznaniu. Tam się okazało, że do neuropatii mogę dopisać sobie jeszcze porfirię - jakby tego wszystkiego było mało..."


Współczuję, serdecznie współczuję Ci, Kochana. Tyle cierpienia na jedną Kobietę to za dużo.

"Dzisiaj mam problemy z jedzeniem, ale jest już lepiej. Jem trochę mięsa, ziemniaki, ale za to nie jem jaj, pieczywa, mleka i serów. Na śniadanie kawa, do kolacji sok pomidorowy, obiad według uznania. Dzisiaj ważę 67 kg i jestem mimo wszystko szczęśliwa. Chociaż było mi trudno i tyle powikłań za mną, to decyzji bym nie zmieniła. Co prawda macierzyństwo jeszcze musi trochę poczekać, ale wszystko przede mną. Moja historia nadal trwa."












Tak. To historia, która ukazuje, że życie po operacji nie zawsze jest różowe i usłane pachnącymi kwiatkami. To także komplikacje, często zagrażające naszemu życiu. Dlatego bardzo dziękuję Fatimie za te słowa. Myślę, że dla Was to też ważne dowiedzieć się o nieco ciemniejszych odcieniach pooperacyjnych.

Pozdrawiam Was bardzo ciepło,

PeeS. Historia Fatimy oraz zdjęcia zostały opublikowane za jej zgodą i po uprzedniej autoryzacji posta.

Grubych Historii ciąg dalszy

Witajcie!!



Dzisiaj pora na kolejny post z serii Grube Historie. Powiem Wam, że redagowanie Waszych historii, poznawanie Was daje mi niesamowicie dużo energii i kopa do dalszego działania. Mam nadzieję, że na Was zadziałają podobnie i zgłoszenia do GH będą napływać systematycznie.

A dzisiejszą bohaterką jest Dorota
Spójrzcie, co ma Wam do powiedzenia...



"Witam, mam na imię Dorota, ale mówią na mnie Doda, Dodka, a nawet i Dodosława. Mam 36 lat i mieszkam w Opolu. Odkąd pamiętam zawsze byłam pulchna, gruba, otyła - jak kto woli. Walkę z otyłością podjęłam w kwietniu 2014r."









Dorota - podobnie jak Kasia z poprzedniej Grubej Historii - ma za sobą długą drogę w walce z otyłością. Ja już o tym wiem, ale teraz pora na Was.


"Jako malutkie bobo nie chciałam jeść, więc mamusia wszelkimi sposobami wciskała we mnie jedzenie. Nie chciałam chodzić do przedszkola, bo mieszkaliśmy na wsi, a do przedszkola musiałam wstawać bardzo wcześnie i jakoś mi się to nie widziało, a że mieliśmy rodzinę na wschodzie Polski, mama skorzystała z ich zaproszenia i tak się zaczęła moja życiowa gehenna z wagą. Bo ja chętnie przyjęłam ich propozycję, żeby przeczekać u nich zimę - bo wtedy było najgorzej. I pojechałam, a jak ciocia usłyszała, że dziecko nie chce jeść, to dawaj mnie szantażować. Nie zjesz, to pójdziesz do przedszkola - to dziecko jadło i jadło... I jak mnie mamusia zobaczyła po 3 miesiącach, to się przeraziła, bo z pokoju wytoczyła się nie ich córcia, a kula i tak już zostało... Zostałam rozepchana na maksa, a rodzice nie potrafili powstrzyma mojego apetytu."


A pamiętacie, jak się karmi małe dzieci? Zjedz łyżeczkę za mamusię, za tatusia, za babcię, za dziadka, za kotka, za pieska, za sąsiada, za misia, za lalę.... Sama tego doświadczyłam, ale starałam się nie wprowadzać tej metody na własnym Synu. Na szczęście jako kilkulatek miał melodię do jedzenia różnych rzeczy, to specjalnie się nie wysilałam i nie angażowałam całego drzewa genealogicznego do pomocy. Ale ilu z nas przez to przeszło?? Sami wiecie. A szantaż typu "nie zjesz, to przyjdzie baba jaga i cię zje" albo inne tego typu to już w ogóle masakra.


"Jak już zaczęłam dojrzewać, to pojawiły się różne diety. Efekty też były różne. Zwykle chudłam, ale szybko pojawiał się efekt jo-jo i trwało to dosyć długo. Nigdy natomiast nie miałam problemów z poznawaniem ludzi. Zawsze było i jest wokół mnie dużo znajomych i przyjaciół. Cóż, taki mam charakterek ;-) Ale zaczęło mi to przeszkadzać, w sensie moja waga, wygląd. Rok 2014 był rokiem przełomowym w moim życiu. W 2013 roku po 7 latach pracy w Holandii wróciłam do kraju i moja waga podskoczyła o 20 kilogramów! Bo mama.... Tak, dalej nie wyfrunęłam z gniazda.... Sorry, taki mamy klimat, hihi... Tak, jak pisałam wcześniej, mamusia podstawiała córuni na talerzu to, co sobie zażyczyła  - niestety, nie było to niskokaloryczne jedzenie, a i ilość tego była znacząca. Także tyłam sobie w najlepsze, ale już miałam siebie dosyć. W lustrze widziałam tłustą babę, nie 35-letnią dziewczynę, tylko właśnie babę! Pewnego dnia popatrzyłam w lustro, a tam twarz się już prawie nie mieściła.... Rozmawiałam o tym z moją bardzo dobrą koleżanką i ona pewnego dnia dzwoni i mówi tak: 'Doda, wiem, że chcesz schudnąć, nie obraź się, ale pokazałam Twoje zdjęcie mojej bratowej. Ona jest pielęgniarką i pracuje na oddziale z lekarzem, który wykonuje operacje zmniejszenia żołądka i ona powiedziała, że się nadajesz. Mogę dać jej Twój numer?' Na samym początku zagotowało się we mnie, zrobiło mi się przykro, ale w końcu powiedziałam 'DAJ!'."




Mnie też by się zrobiło przykro po usłyszeniu takich słów. Ale czasami dobrze jest mieć kogoś takiego, kto da nam porządnego kopa do działania, kto wskaże dobrą drogę i zapali nam zielone światło. Dodka trafiła na taką przyjaciółkę. A Wy?


"Nie minęły dwa dni, owa Pani się odzywa i opowiada, że rozmawiała o mnie z chirurgiem i on prosił o telefon... i tak w ciągu godziny zadzwoniłam do dra Sokołowskiego ze Szpitala Wojewódzkiego w Opolu na ul. Katowickiej. Byłam na rozmowie z nim i dostałam wypisane skierowanie na diagnostykę i skierowanie do szpitala na operację zmniejszenia żołądka metodą sleeve!!!! Dwa miesiące później byłam już na stole operacyjnym i zaczynałam nowe życie :-) Powiem Wam, że moja waga wyjściowa to 127 kg przy wzroście 165 cm, BMI 46,6!! 30.06.2015r. minie rok od operacji i te liczby się 'troszeczkę' zmieniły. Stan na dzisiaj, tj. na 22.06.2015r. jest taki - waga 61 kg, wzrost się niestety nie zmienił, hehe ;-) a BMI to 22,41 :-) Oczywiście to nie jest tak, jak sobie co niektórzy ludzie wyobrażają, że się schudnie i wszystkie problemy znikną. Jedne znikną, to pojawią się następne, takie życie. Nie jest to pójście na łatwiznę, bo operacja, jak każda chirurgiczna ingerencja w ciało, wiąże ze sobą ryzyko. Nie jest tak, że wytniemy sobie kawał flaka i możemy leżeć na kanapie i dalej jeść... Walka o nasze ciało, zdrowie i wygląd zaczyna się po zabiegu. Przezwyciężamy swoje słabości, uczymy się jeść na nowo, przede wszystkim jem, żeby żyć, a nie żyję, żeby jeść. Mądrze wybieram produkty, z których przygotowuję posiłki. Zmieniło się też moje nastawienie do jedzenia, moje smaki są inne. Oczywiście, że popełniam jakieś grzechy, przecież jestem tylko człowiekiem i czasami zjem coś niezdrowego, ale to nie jest tak, że codziennie jem źle, ale za to codziennie chodzę na spacer minimum 8 km, do tego jeżdżę na rowerku. Po prostu chce mi się ruszać, chce mi się chcieć!!"




Jak miło słyszeć-czytać takie słowa.... A teraz pora na podziękowania od Doroty:


"Nie żałuję podjętej rok temu decyzji. Jestem wdzięczna mojej koleżance Agnieszce, Pani pielęgniarce Renacie i wspaniałemu lekarzowi - dr. Sokołowskiemu! Poza wyglądem zmieniłam trochę swoje życie. Zaangażowałam się w pomoc osobom chorym na otyłość, z koleżankami prowadzimy grupę wsparcia na Facebooku, ja odwiedzam w szpitalach osoby, które poddają się operacjom bariatrycznym. Nawiązałam też współpracę z fundacją OD-WAGA. Taka to oto moja historia."





A teraz już pora na to, na co większość z Was pewnie czeka - pełna metamorfoza Doroty. Oto Dodka w całej okazałości:




Przyznacie, że wygląda ekstra! A najważniejsze w tym wszystkim jest to, że wygrała walkę o swoje zdrowie, o lepsze życie :-) I mała niespodzianka dla wszystkich zainteresowanych - zapraszam w poniedziałek 06.07.2015r. do kiosków po najnowszy numer "Pani Domu", a w nim będzie historia Dodki :-)

Zachęcam do komentowania i już dzisiaj zapraszam na następny odcinek Grubych Historii już w następną sobotę.
Życzę ciepłego weekendu,


PeeS. Historia Doroty oraz zdjęcia zostały opublikowane za jej zgodą i po uprzedniej autoryzacji posta.

moja inspiracja

Witajcie Kochani!

Słowo się rzekło, napisało i powolutku spływają na moją pocztę Wasze historie. Moją pierwszą bohaterką serii Grube Historie będzie moja inspiracja, dzięki której w ogóle zaczęłam myśleć, że może się udać odchudzanie operacyjne w moim przypadku i która dała mi namiary na Profesora.



A więc poznajcie się - oto jest Kasia.



"Katarzyna, lat prawie 40. Miałam 38 lat, kiedy poddałam się operacji w Szpitalu im. N. Barlickiego w Łodzi. Przeszłam zabieg RYGB, który wykonał prof. Strzelczyk. Swoje zmagania z ChLO zaczęłam z wagą 133 kg. Obecnie ważę 75 kg. Żona jednego męża od lat 14, mama dwóch córek. Na co dzień pracuję jako kasjerka w Auchan. W wolnym czasie, którego mam niestety bardzo mało, lubię spacery i kino. "







Możecie mi wierzyć lub nie, ale to za sprawą profilu Kasi z portalu otylosc.org doznałam jakby olśnienia i nie dowierzałam, że operacja może tak bardzo zmienić wygląd człowieka. Patrzyłam na jej zdjęcia i widziałam zupełnie 2 inne osoby. Oczywiście zaraz poleciałam do Małżona pokazać Kasię, efekty jej operacji i wtedy właśnie stwierdziłam, że skoro ona mogła, to ja też mogę. Dużo zdziałał tutaj fakt, że jesteśmy z tego samego miasta i nie stanowiło dla żadnej z nas problemu, co by się spotkać "na żywo", a i internetowe pogaduchy dużo mi dawały. Ale wracając do opowieści Kasi...

"Miałam nadciśnienie, bezdech senny i cukrzycę. Specjalnych diet nie stosowałam, ale jeśli już były próby schudnięcia, to po krótkim czasie wszystko wracało z nawiązką. Wreszcie powiedziałam sobie STOP! Napisałam do NFZ, co mogę zrobić, by raz na zawsze pokonać otyłość. Nie znałam żadnych stron ani grup o takich operacjach. Tak trafiłam do poradni metabolicznej, do wspaniałej pani doktor, która pomogła załatwić mi badania i do tej pory opiekuje się mną i pomaga, jeśli coś mnie nurtuje. Zanim podjęłam ostateczną decyzję o operacji miałam ogromne wątpliwości, czy w ogóle się jej podjąć, ponieważ niecały miesiąc przed moją operacją zmarła moja mama po 8 godzinach od zabiegu na tętniaka aorty brzusznej. Mąż powiedział, żebym robiła, co uważam za stosowne, nie namawiał ani też nie próbował mnie zniechęcić do operacji. Nikt nie mówił, jaka decyzja będzie dla mnie dobra, sama musiałam wybrać. Jedynie mama się cieszyła, bo dzień przed jej operacją dowiedziałam się, jaki mam termin bajpasu."


To jest problem wielu z nas - Grubasków. Nie wiemy, co zrobić, by schudnąć raz a porządnie. Katujemy się dietami, które tylko wzmagają w nas efekt jo-jo, przez co w gratisie dostajemy kolejne kilogramy, które musimy dzielnie dźwigać na swoich barkach.


"Operację przeszłam 17.06.2013r. Zaraz po przebudzeniu żałowałam, że w ogóle się zgodziłam na operację. Czułam silny ból, ale później już cieszyłam się i nie mogłam doczekać rezultatów. Pierwsze badanie szczelności niestety nie wyszło dobrze, tzn. miałam opuchnięte zespolenie i płyn nijak nie chciał zejść niżej, dlatego musiałam poczekać jeden dzień i powtórzono badanie. Wtedy niby wszystko poszło książkowo, ale cały czas czułam, że jedzenie przechodzi wolno i mnie blokuje. Mimo zgłaszania, że coś jest nie tak, miałam czekać. W efekcie z wyjściowej wagi 133 kg schudłam do 55 kg w ciągu 11 miesięcy. Musiałam w końcu zgłosić się na izbę przyjęć do szpitala, bo nie jadłam ani nie piłam od 5 dni. Po badaniach stwierdzono, że mam krytyczne zwężenie zespolenia żołądkowo-jelitowego na 4mm, które próbowano poszerzyć balonikowaniem. Pierwsze poszerzanie poszło sprawnie i miałam mieć ten zabieg powtórzony jeszcze trzy razy. Ale żeby nie było mi za wesoło, to przy drugim razie rozerwano przeszycie żołądka i dokładnie w rocznicę pierwszej operacji musiałam przejść reoperację - zeszycie rozerwanego miejsca oraz usunięcie zwężenia zespolenia."


Jak widzicie, nie jest zawsze różowiutko. Każda operacja niesie za sobą ryzyko powikłań, ale nasza Kasia jest dzielna i doskonale sobie z nimi poradziła.

"Po kilkunastu tygodniach od operacji moje problemy zdrowotne zaczęły mniej doskwierać. Z czasem odstawiłam leki na nadciśnienie, cukrzyca i bezdech senny zanikły. Czuję się zupełnie inną osobą. Nie żałuję swojej decyzji mimo komplikacji. Mój mąż rok temu powiedział, że dla niego ja jako stara żona umarłam i musi się mnie uczyć na nowo, bo nie znał mnie takiej wcześniej. Mimo, że wyglądam zupełnie inaczej, nadal są momenty, kiedy myślę o sobie w kategorii grubasa, a idąc ulicą i widząc siebie w odbiciu witryn sklepowych nie myślę, że to ja, tylko inna osoba. Moje spojrzenie na świat jest chyba takie samo, jedynie ja uważam, że mogę więcej zdziałać. Przede wszystkim zrobię wszystko, żeby nie wrócić już do tego, co było. Czas najwyższy pożegnać grubą Kasię. Wiem, że gdybym wiedziała wcześniej, że mogę się zmienić, to podjęłabym się operacji dużo wcześniej. Uważam, że nie zmieniło się zbyt wiele jeśli chodzi o informacje dotyczące chirurgii bariatrycznej dla ludzi otyłych, jak tylko ktoś się dowiaduje o tym, że jestem po operacji, pojawia się pytanie 'ile mnie to kosztowało?' Osoby, które nie stać na większy wydatek myślą, że to są duże koszty i rezygnują w ogóle z takiego rozwiązania, nawet nie próbują się dowiedzieć, jak to wszystko wygląda. A przecież tak naprawdę to tylko badania są płatne, ewentualnie wizyta u chirurga, ale to też zależy gdzie i na jaką operację się decydujemy."



To jest przesłanie Kasi, której bardzo, ale to bardzo dziękuję za wszystko. A dla Was wszystkich małe porównanie, jaką metamorfozę przeszła nasza pierwsza bohaterka :-)



Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu seria Grube Historie i razem ze mną będziecie ją tworzyć. Bo to przecież Wasze sukcesy, Wasze lepsze życie. I Wasze zdrowie.


Pozdrawiam Was serdecznie,


PeeS. Opowieść Kasi  i zdjęcia zostały opublikowane za jej zgodą i po uprzedniej autoryzacji posta. Dziękuję.
moja walka o lepsze jutro © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka