Grubych Historii ciąg dalszy

Witajcie!!



Dzisiaj pora na kolejny post z serii Grube Historie. Powiem Wam, że redagowanie Waszych historii, poznawanie Was daje mi niesamowicie dużo energii i kopa do dalszego działania. Mam nadzieję, że na Was zadziałają podobnie i zgłoszenia do GH będą napływać systematycznie.

A dzisiejszą bohaterką jest Dorota
Spójrzcie, co ma Wam do powiedzenia...



"Witam, mam na imię Dorota, ale mówią na mnie Doda, Dodka, a nawet i Dodosława. Mam 36 lat i mieszkam w Opolu. Odkąd pamiętam zawsze byłam pulchna, gruba, otyła - jak kto woli. Walkę z otyłością podjęłam w kwietniu 2014r."









Dorota - podobnie jak Kasia z poprzedniej Grubej Historii - ma za sobą długą drogę w walce z otyłością. Ja już o tym wiem, ale teraz pora na Was.


"Jako malutkie bobo nie chciałam jeść, więc mamusia wszelkimi sposobami wciskała we mnie jedzenie. Nie chciałam chodzić do przedszkola, bo mieszkaliśmy na wsi, a do przedszkola musiałam wstawać bardzo wcześnie i jakoś mi się to nie widziało, a że mieliśmy rodzinę na wschodzie Polski, mama skorzystała z ich zaproszenia i tak się zaczęła moja życiowa gehenna z wagą. Bo ja chętnie przyjęłam ich propozycję, żeby przeczekać u nich zimę - bo wtedy było najgorzej. I pojechałam, a jak ciocia usłyszała, że dziecko nie chce jeść, to dawaj mnie szantażować. Nie zjesz, to pójdziesz do przedszkola - to dziecko jadło i jadło... I jak mnie mamusia zobaczyła po 3 miesiącach, to się przeraziła, bo z pokoju wytoczyła się nie ich córcia, a kula i tak już zostało... Zostałam rozepchana na maksa, a rodzice nie potrafili powstrzyma mojego apetytu."


A pamiętacie, jak się karmi małe dzieci? Zjedz łyżeczkę za mamusię, za tatusia, za babcię, za dziadka, za kotka, za pieska, za sąsiada, za misia, za lalę.... Sama tego doświadczyłam, ale starałam się nie wprowadzać tej metody na własnym Synu. Na szczęście jako kilkulatek miał melodię do jedzenia różnych rzeczy, to specjalnie się nie wysilałam i nie angażowałam całego drzewa genealogicznego do pomocy. Ale ilu z nas przez to przeszło?? Sami wiecie. A szantaż typu "nie zjesz, to przyjdzie baba jaga i cię zje" albo inne tego typu to już w ogóle masakra.


"Jak już zaczęłam dojrzewać, to pojawiły się różne diety. Efekty też były różne. Zwykle chudłam, ale szybko pojawiał się efekt jo-jo i trwało to dosyć długo. Nigdy natomiast nie miałam problemów z poznawaniem ludzi. Zawsze było i jest wokół mnie dużo znajomych i przyjaciół. Cóż, taki mam charakterek ;-) Ale zaczęło mi to przeszkadzać, w sensie moja waga, wygląd. Rok 2014 był rokiem przełomowym w moim życiu. W 2013 roku po 7 latach pracy w Holandii wróciłam do kraju i moja waga podskoczyła o 20 kilogramów! Bo mama.... Tak, dalej nie wyfrunęłam z gniazda.... Sorry, taki mamy klimat, hihi... Tak, jak pisałam wcześniej, mamusia podstawiała córuni na talerzu to, co sobie zażyczyła  - niestety, nie było to niskokaloryczne jedzenie, a i ilość tego była znacząca. Także tyłam sobie w najlepsze, ale już miałam siebie dosyć. W lustrze widziałam tłustą babę, nie 35-letnią dziewczynę, tylko właśnie babę! Pewnego dnia popatrzyłam w lustro, a tam twarz się już prawie nie mieściła.... Rozmawiałam o tym z moją bardzo dobrą koleżanką i ona pewnego dnia dzwoni i mówi tak: 'Doda, wiem, że chcesz schudnąć, nie obraź się, ale pokazałam Twoje zdjęcie mojej bratowej. Ona jest pielęgniarką i pracuje na oddziale z lekarzem, który wykonuje operacje zmniejszenia żołądka i ona powiedziała, że się nadajesz. Mogę dać jej Twój numer?' Na samym początku zagotowało się we mnie, zrobiło mi się przykro, ale w końcu powiedziałam 'DAJ!'."




Mnie też by się zrobiło przykro po usłyszeniu takich słów. Ale czasami dobrze jest mieć kogoś takiego, kto da nam porządnego kopa do działania, kto wskaże dobrą drogę i zapali nam zielone światło. Dodka trafiła na taką przyjaciółkę. A Wy?


"Nie minęły dwa dni, owa Pani się odzywa i opowiada, że rozmawiała o mnie z chirurgiem i on prosił o telefon... i tak w ciągu godziny zadzwoniłam do dra Sokołowskiego ze Szpitala Wojewódzkiego w Opolu na ul. Katowickiej. Byłam na rozmowie z nim i dostałam wypisane skierowanie na diagnostykę i skierowanie do szpitala na operację zmniejszenia żołądka metodą sleeve!!!! Dwa miesiące później byłam już na stole operacyjnym i zaczynałam nowe życie :-) Powiem Wam, że moja waga wyjściowa to 127 kg przy wzroście 165 cm, BMI 46,6!! 30.06.2015r. minie rok od operacji i te liczby się 'troszeczkę' zmieniły. Stan na dzisiaj, tj. na 22.06.2015r. jest taki - waga 61 kg, wzrost się niestety nie zmienił, hehe ;-) a BMI to 22,41 :-) Oczywiście to nie jest tak, jak sobie co niektórzy ludzie wyobrażają, że się schudnie i wszystkie problemy znikną. Jedne znikną, to pojawią się następne, takie życie. Nie jest to pójście na łatwiznę, bo operacja, jak każda chirurgiczna ingerencja w ciało, wiąże ze sobą ryzyko. Nie jest tak, że wytniemy sobie kawał flaka i możemy leżeć na kanapie i dalej jeść... Walka o nasze ciało, zdrowie i wygląd zaczyna się po zabiegu. Przezwyciężamy swoje słabości, uczymy się jeść na nowo, przede wszystkim jem, żeby żyć, a nie żyję, żeby jeść. Mądrze wybieram produkty, z których przygotowuję posiłki. Zmieniło się też moje nastawienie do jedzenia, moje smaki są inne. Oczywiście, że popełniam jakieś grzechy, przecież jestem tylko człowiekiem i czasami zjem coś niezdrowego, ale to nie jest tak, że codziennie jem źle, ale za to codziennie chodzę na spacer minimum 8 km, do tego jeżdżę na rowerku. Po prostu chce mi się ruszać, chce mi się chcieć!!"




Jak miło słyszeć-czytać takie słowa.... A teraz pora na podziękowania od Doroty:


"Nie żałuję podjętej rok temu decyzji. Jestem wdzięczna mojej koleżance Agnieszce, Pani pielęgniarce Renacie i wspaniałemu lekarzowi - dr. Sokołowskiemu! Poza wyglądem zmieniłam trochę swoje życie. Zaangażowałam się w pomoc osobom chorym na otyłość, z koleżankami prowadzimy grupę wsparcia na Facebooku, ja odwiedzam w szpitalach osoby, które poddają się operacjom bariatrycznym. Nawiązałam też współpracę z fundacją OD-WAGA. Taka to oto moja historia."





A teraz już pora na to, na co większość z Was pewnie czeka - pełna metamorfoza Doroty. Oto Dodka w całej okazałości:




Przyznacie, że wygląda ekstra! A najważniejsze w tym wszystkim jest to, że wygrała walkę o swoje zdrowie, o lepsze życie :-) I mała niespodzianka dla wszystkich zainteresowanych - zapraszam w poniedziałek 06.07.2015r. do kiosków po najnowszy numer "Pani Domu", a w nim będzie historia Dodki :-)

Zachęcam do komentowania i już dzisiaj zapraszam na następny odcinek Grubych Historii już w następną sobotę.
Życzę ciepłego weekendu,


PeeS. Historia Doroty oraz zdjęcia zostały opublikowane za jej zgodą i po uprzedniej autoryzacji posta.

8 komentarzy :

  1. Dorotka jesteś moim niedościgniony wzorem. Dziękuję losowi że postawił Cię na mojej drodze, a Tobie za to że na niej trwasz i mnie wspierasz.Dziękuję że JESTEŚ - Asia Z.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowite! Dobrze, że są tacy ludzie. Którzy walczą mimo wszystkich przeciwności losu! Którzy pokazują nam, że jedyne co nas ogranicza, to tylko nasz własny umysł! Wspaniali ludzie udawadniający, że przecież się da! Wspaniała dawka motywacji. Wspaniała dawka optymizmu. A przede wszystkim wspaniała dawka nadziei!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurdeee :) ale zmiana, zazdroszczę, ja nie potrafię się dobrze zmotywować. Już tyle razy próbowałam
    :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziwiam osoby walczące z nadwagą lub otyłością, bo jest to walka bezustanna i bardzo męcząca. Wiem to z autopsji, bo moja waga to ciągła sinusoida uzależniona od Hashimoto i niestabilnych hormonów...Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem pełna podziwu dla takich osób jak Dorota. Stanąć oko w oko z własnymi koszmarami to najtrudniejsze wyzwanie w życiu człowieka. Wygranie takiego starcia wymaga naprawdę wiele siły wewnętrznej i samozaparcia. Wielkie brawo!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja w ciągu około 10-12 lat zgubiłam 50 kg. Z wieloma efektami jojo, powrotami, nawrotami, tyciem, chudnięciem...
    W pewnym momencie zatraciłam granicę i racjonalne myślenie, i teraz mam drugi problem.
    Muszę przytyć.
    Wiem już jak to jest być po jednej i po drugiej stronie.
    Wiem, co oznacza zmagać się ze słabościami, kompleksami, otoczeniem...
    Życzę każdemu, kto chcę się zmienić - motywacji, siły, ale przede wszystkim - umiejętności odnalezienia złotego środka.

    Pozdrawiam i zapraszam na
    justakitchen.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękna przemiana, dziewczyna zrzuciła drugą siebie, tak naprawdę. Jednocześnie wydaje mi się przerażający początek tej historii, to napychanie dzieci, kombinowanie... To jest tak straszny emocjonalny szantaż, który totalnie taką małą istotę rozstraja. I niby nic, to tylko jedzenie, a staje się tym, co całe życie potrafi zapaskudzić. Dlatego sama wszystkim naokoło powtarzam i staram się propagować to, że dzieci się NIE ZMUSZA! Dzieci trzeba nauczyć, zachęcić, pokazać im, ale nigdy, przenigdy nie zmuszać!
    W każdym razie niesamowita historia przemiany na lepsze :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rewelacyjny pomysł na posta! Bardzo mi się podoba. Kurcze, a z tym karmieniem przez rodziców i rodzinę na sile to prawda. To powinno być karalne.

    OdpowiedzUsuń

moja walka o lepsze jutro © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka